niedziela, 11 sierpnia 2013

Rachunek Gryfona [Prolog]

Kto raz staje się Gryfonem już nigdy nie przestaje nim być. Moment, kiedy Tiara Przydziału tuż nad głową wykrzykuje to jedno słowo piętnuje na zawsze. W duszy powstaje mała cząstka, rządząca się własnymi prawami i całkowicie niepodlegająca umysłowi. Człowiek z miejsca i bez gadania przyjmuje narzucone idee i wartości moralne, które powinien sobą reprezentować. Złoto i purpura stają się ulubionymi kolorami, a przynależność całkowicie zmienia spojrzenie na świat. Zostając Gryfonem trzeba się liczyć z wiecznym i całkowitym utraceniem własnej woli. Nie jest to bynajmniej herezja, czy metafora – ta mała cząstka umysłu podświadomie kieruje tok myślenia na drogę wyznaczaną przez Godryka. Nie można już mieć całkowicie obiektywnej opinii – zawsze zabarwia ją to co wpaja dom, rodzina i otoczenie – co wpaja Gryffindor.
Hermiona Granger do dziś nie ma pojęcia co takiego było w oczach Dracona Malfoya tego dnia, gdy stali naprzeciw siebie w Pokoju Życzeń, a jego blada dłoń zawisła zaledwie parę centymetrów od jej dłoni. Może żal? Skrucha? Zapomnienie? Zmiana? Ciepło? Czy najzwyczajniej w świecie ufność ? – Cokolwiek to było faktem jest, że pobudziło tą Gryfońską część tak, iż obrała sobie za punkt honoru przekonać Pannę-Wiem-To-Najlepiej, do podjęcia najmniej rozważnej w tym momencie decyzji. Podczas gdy szare oczy Ślizgona lustrowały jej poczynania z uwagą, ona odrzuciwszy wszelkie podszepty w duchu rozpoczęła Hogwardzki rachunek sumienia.
Gryfoni zawsze podejmują właściwe decyzje, nie ma innego scenariusza, nie ma innego wyboru – wiedziała o tym i to był jedyny argument, dodający jej otuchy. Pierwszy raz znalazła się w sytuacji, w której nie mogła określić czerni i bieli. Zawsze jej system wartości automatycznie sortował słowa, czyny, ludzi i emocje na dwie, równe kupki. Odrzucała co złe, sprawiając, że kroczyła jasną, przejrzystą i uporządkowaną drogą pozytywnych wartości. Przykładna dziewczyna, wzorowa uczennica, grzeczna córka i modelowa Gryfonka – czy naprawdę byłoby tak strasznie choć raz zrobić coś lekkomyślnego?
. Gryfoni są sprawiedliwi. Ta myśl, niczym pierwsze ziarno piasku w klepsydrze pociągało za sobą kolejne, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Zawsze była sprawiedliwa, dzieliła się z młodszymi, pomagała słabszym i była prefektem bez uchybień, całkiem obiektywnym – skoro sprawa została postawiona jasno to czy sprawiedliwie nie jest wziąć ją pod uwagę?
Gryfoni są prawi. Prawość przez niektórych definiowana jako nadgorliwa chęć głoszenia dobra i równości na całym świecie. Zawsze zabraniała Ronowi i Harremu robić tego co jest złe, uświadamiała konsekwencje i sama się temu podporządkowywała. Nie było odstępstw od reguły, nie było takiej możliwości – jak ma się przekonać o konsekwencjach tej akurat decyzji, nie podejmując jej?
Gryfoni są odważni. Co roku, od sześciu lat ocierała się o śmierć, w imię wartości i idei, grała wa-bank bo tak być powinno – Warto okazać tchórzostwo i odejść od żelaznego systemu wartości tylko i wyłącznie z powodu idiotycznych uprzedzeń?
Uniosła powieki i oceniająco przebiegła wzrokiem po twarzy i ciele Malfoya. Uniosła wysoko brodę, lekko wypinając pierś, by uwydatnić błyszczącego w okolicach serca lwa. Bez strachu, czy obawy utkwiła spojrzenie w pustych i z pozoru przesiąkniętych złem oczach prześladowcy. Decyzja mogła być tylko jedna i nie było od niej odwołania. Obecna sytuacja przypominała jej jarmarczną grę w trzy karty, którą zawsze fascynował się jej ojciec.
Karta na stoliku, nie ma żadnego triku. Karta taka sama zgadnij, gdzie jest dama?
Bicie serca, przypominało uderzenia werbla zapowiadającego artystę cyrkowego tuż przed wykonaniem śmiertelnie niebezpiecznego skoku. W jej przypadku nie był to jednak skok, a wybranie jednej z trzech kart krążących po stole przed jej nosem. Tylko jedna jest wygraną, tylko jedna zapewni satysfakcję. Nienawidziła go nadal, mimo i wbrew wszystkiemu. Zbyt świeże były rany pozostawione przez niego na jej sercu, duszy i umyśle. To on pierwszy uświadomił jej, że mimo wszelkich starań zawsze będzie tą gorszą, że jej pochodzenie to swego rodzaju wada fabryczna, jak lalka bez nogi, którą można ubrać w długą suknię, a i tak pozostanie tą gorszą. To on był powodem dziwacznego stanu jej przyjaciela w tym roku i to on nigdy nie odpuścił sobie ranienia jej bliskich. Zbyt wiele krzywd by zapomnieć.
Niemniej pakt, który jej proponował nie wiązał się i nie miał żadnych odniesień do ich życia, ani do tego, jak widzieli ich inni. To miała być akcja podziemna, taka o której wiedzieć będą tylko oni. Natłok sprzeczności utrudniał szybkie ogłoszenie decyzji, ale nie jej podjęcie. Coś co od dawna usiłowało się z niej wyrwać, ta czysta Gryfońskość w tym momencie przejęła stery.
Światło, sączące się z wiszącej pod sufitem lampy igrało po jego platynowych włosach i srebrno-zielonym krawacie. Nie musiała szukać lustra by widzieć, jakie przeciwieństwa stanowili. Chociażby ciepłe kolory emanujące z jej postaci, będące opozycją do jego imagu lodowego księcia. Nie wątpiła, że jemu również myślenie nad tą propozycją spędzało sen z powiek, ale się jej podjął – nie mogła być gorsza niż on.
Zacisnęła wargi i nie spuszczając z niego oka wydobyła z kieszeni różdżkę. Podwinęła rękaw szaty, wyciągając do niego lewą dłoń. W magicznym świecie wszystkie przysięgi, czy znamiona były wykonywane na lewej ręce. Nie wiadomo czy chodziło o położenie po stronie serca, czy znaczenie symboliczne, to był fakt, który należało przyjąć. Przez moment w jego spojrzeniu był szok, który później zastąpiła chłodna kalkulacja. Podsumowali fakty, podliczyli oczka na kostkach, którymi właśnie rzucili. Przyjęli jej decyzję naturalnie, jakby byli jej pewni od samego początku, jakby była czymś naturalnym. Nie siedział w jej głowie i nie wnikał w motywy, jego interesowała decyzja.
Karta na stoliku, nie ma żadnego triku. Karta taka sama zgadnij, gdzie jest dama?
Ona wykonała rachunek sumienia i nie dyskutowała, nie żądała analizy. Są gry, w których trzeba zaufać intuicji, nie inteligencji, a to ewidentnie była jedna z nich.
Oboje dzierżyli różdżki, oboje znali zaklęcie. Musieli złożyć dwie przysięgi – Przysięgę Milczenia i Przyjaźni. Jakże ironicznie brzmiała teraz ta druga, jak jakiś cholerny żart losu. Ręka nawet jej nie zadrżała, gdy przejeżdżała po niej różdżką, pozostawiając krwawe znamię. Spletli palce lewych dłoni i w niewerbalnie składali przysięgi, jedna po drugiej. Z chwilą zakończenia rytuału rany się zasklepiły. Nawet na moment nie przestawali patrzeć sobie w oczy. Stali jeszcze parę minut w milczeniu, napawając się tym czego doświadczyli. W pełni świadomi zobowiązania.
Wąż i Lew, ogień i woda, ona i on, niebo i grom. Spoili przeciwności, stali się jednością. Chociaż dobrowolnie, to całkiem wbrew woli. Zgodnie z kodeksem, a równocześnie wbrew wszelkim zasadom. Pakt z samym diabłem, pod pieczą Boga. Koniec początku i początek końca. Ostatnia kartka książki i pierwsza strona rozdziału.
Nie padło między nimi ani jedno słowo. Żadnego pożegnania. Dyskusji o wybranej karcie. Odwrócili się i ramię w ramię opuścili Pokój Życzeń – jedynego światka zdarzenia, które nie miało prawa zaistnieć. Niemego łącznika między wieżą, a lochami.
Karta na stoliku, nie ma żadnego triku. Karta taka sama zgadnij, gdzie jest dama?


3 komentarze:

  1. ale super :P zaciekawiłaś mnie... idę czytać kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O... A Paulis dopiero się dowiedziała o drugim blogu... :0 Prolog wymiata!A teraz Pauliska leci czytać dalej ! Pozdrawiam :*
    Paulis

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero teraz znalazlam twojego bloga, ale zapowiada się bardzoooo ciekawie. Prolog cudowny, a fragmenty z "kartami" poprostu boskie ;*

    OdpowiedzUsuń

Każdy Twój komentarz będzie czymś na kształt Patronusa osłaniającego mnie przed utratą chęci. Czytasz = komentujesz. Pamiętaj o tym, inaczej dementorzy bez litości wyssają moją autorską duszę.

Sowa

Harry Potter - Delivery Owl