Kto raz staje się Gryfonem już nigdy nie przestaje nim
być. Moment, kiedy Tiara Przydziału tuż nad głową wykrzykuje to jedno słowo
piętnuje na zawsze. W duszy powstaje mała cząstka, rządząca się własnymi
prawami i całkowicie niepodlegająca umysłowi. Człowiek z miejsca i bez gadania
przyjmuje narzucone idee i wartości moralne, które powinien sobą reprezentować.
Złoto i purpura stają się ulubionymi kolorami, a przynależność całkowicie
zmienia spojrzenie na świat. Zostając Gryfonem trzeba się liczyć z wiecznym i
całkowitym utraceniem własnej woli. Nie jest to bynajmniej herezja, czy
metafora – ta mała cząstka umysłu podświadomie kieruje tok myślenia na drogę
wyznaczaną przez Godryka. Nie można już mieć całkowicie obiektywnej opinii –
zawsze zabarwia ją to co wpaja dom, rodzina i otoczenie – co wpaja Gryffindor.
Hermiona Granger do dziś nie ma pojęcia co takiego było w
oczach Dracona Malfoya tego dnia, gdy stali naprzeciw siebie w Pokoju Życzeń, a
jego blada dłoń zawisła zaledwie parę centymetrów od jej dłoni. Może żal?
Skrucha? Zapomnienie? Zmiana? Ciepło? Czy najzwyczajniej w świecie ufność ? – Cokolwiek to było faktem jest, że pobudziło tą Gryfońską część tak, iż obrała
sobie za punkt honoru przekonać Pannę-Wiem-To-Najlepiej, do podjęcia najmniej
rozważnej w tym momencie decyzji. Podczas gdy szare oczy Ślizgona lustrowały
jej poczynania z uwagą, ona odrzuciwszy wszelkie podszepty w duchu rozpoczęła
Hogwardzki rachunek sumienia.
Gryfoni zawsze podejmują właściwe decyzje, nie ma innego
scenariusza, nie ma innego wyboru – wiedziała o tym i to był jedyny argument,
dodający jej otuchy. Pierwszy raz znalazła się w sytuacji, w której nie mogła
określić czerni i bieli. Zawsze jej system wartości automatycznie sortował
słowa, czyny, ludzi i emocje na dwie, równe kupki. Odrzucała co złe,
sprawiając, że kroczyła jasną, przejrzystą i uporządkowaną drogą pozytywnych
wartości. Przykładna dziewczyna, wzorowa uczennica, grzeczna córka i modelowa
Gryfonka – czy naprawdę byłoby tak strasznie choć raz zrobić coś lekkomyślnego?
. Gryfoni są sprawiedliwi. Ta myśl, niczym pierwsze
ziarno piasku w klepsydrze pociągało za sobą kolejne, nie pozwalając o sobie
zapomnieć. Zawsze była sprawiedliwa, dzieliła się z młodszymi, pomagała
słabszym i była prefektem bez uchybień, całkiem obiektywnym – skoro sprawa
została postawiona jasno to czy sprawiedliwie nie jest wziąć ją pod uwagę?
Gryfoni są prawi. Prawość przez niektórych definiowana
jako nadgorliwa chęć głoszenia dobra i równości na całym świecie. Zawsze zabraniała
Ronowi i Harremu robić tego co jest złe, uświadamiała konsekwencje i sama się
temu podporządkowywała. Nie było odstępstw od reguły, nie było takiej
możliwości – jak ma się przekonać o konsekwencjach tej akurat decyzji, nie
podejmując jej?
Gryfoni są odważni. Co roku, od sześciu lat ocierała się
o śmierć, w imię wartości i idei, grała wa-bank bo tak być powinno – Warto
okazać tchórzostwo i odejść od żelaznego systemu wartości tylko i wyłącznie z
powodu idiotycznych uprzedzeń?
Uniosła powieki i oceniająco przebiegła wzrokiem po
twarzy i ciele Malfoya. Uniosła wysoko brodę, lekko wypinając pierś, by
uwydatnić błyszczącego w okolicach serca lwa. Bez strachu, czy obawy utkwiła
spojrzenie w pustych i z pozoru przesiąkniętych złem oczach prześladowcy.
Decyzja mogła być tylko jedna i nie było od niej odwołania. Obecna sytuacja
przypominała jej jarmarczną grę w trzy karty, którą zawsze fascynował się jej
ojciec.
Karta na stoliku, nie ma żadnego triku. Karta taka sama
zgadnij, gdzie jest dama?
Bicie serca, przypominało uderzenia werbla
zapowiadającego artystę cyrkowego tuż przed wykonaniem śmiertelnie
niebezpiecznego skoku. W jej przypadku nie był to jednak skok, a wybranie
jednej z trzech kart krążących po stole przed jej nosem. Tylko jedna jest
wygraną, tylko jedna zapewni satysfakcję. Nienawidziła go nadal, mimo i wbrew
wszystkiemu. Zbyt świeże były rany pozostawione przez niego na jej sercu, duszy
i umyśle. To on pierwszy uświadomił jej, że mimo wszelkich starań zawsze będzie
tą gorszą, że jej pochodzenie to swego rodzaju wada fabryczna, jak lalka bez
nogi, którą można ubrać w długą suknię, a i tak pozostanie tą gorszą. To on był
powodem dziwacznego stanu jej przyjaciela w tym roku i to on nigdy nie odpuścił
sobie ranienia jej bliskich. Zbyt wiele krzywd by zapomnieć.
Niemniej pakt, który jej proponował nie wiązał się i nie
miał żadnych odniesień do ich życia, ani do tego, jak widzieli ich inni. To
miała być akcja podziemna, taka o której wiedzieć będą tylko oni. Natłok
sprzeczności utrudniał szybkie ogłoszenie decyzji, ale nie jej podjęcie. Coś co
od dawna usiłowało się z niej wyrwać, ta czysta Gryfońskość w tym momencie
przejęła stery.
Światło, sączące się z wiszącej pod sufitem lampy igrało
po jego platynowych włosach i srebrno-zielonym krawacie. Nie musiała szukać
lustra by widzieć, jakie przeciwieństwa stanowili. Chociażby ciepłe kolory
emanujące z jej postaci, będące opozycją do jego imagu lodowego księcia. Nie
wątpiła, że jemu również myślenie nad tą propozycją spędzało sen z powiek, ale się
jej podjął – nie mogła być gorsza niż on.
Zacisnęła wargi i nie spuszczając z niego oka wydobyła z
kieszeni różdżkę. Podwinęła rękaw szaty, wyciągając do niego lewą dłoń. W
magicznym świecie wszystkie przysięgi, czy znamiona były wykonywane na lewej ręce.
Nie wiadomo czy chodziło o położenie po stronie serca, czy znaczenie
symboliczne, to był fakt, który należało przyjąć. Przez moment w jego
spojrzeniu był szok, który później zastąpiła chłodna kalkulacja. Podsumowali
fakty, podliczyli oczka na kostkach, którymi właśnie rzucili. Przyjęli jej
decyzję naturalnie, jakby byli jej pewni od samego początku, jakby była czymś
naturalnym. Nie siedział w jej głowie i nie wnikał w motywy, jego interesowała
decyzja.
Karta na stoliku, nie ma żadnego triku. Karta taka sama
zgadnij, gdzie jest dama?
Ona wykonała rachunek sumienia i nie dyskutowała, nie
żądała analizy. Są gry, w których trzeba zaufać intuicji, nie inteligencji, a
to ewidentnie była jedna z nich.
Oboje dzierżyli różdżki, oboje znali zaklęcie. Musieli
złożyć dwie przysięgi – Przysięgę Milczenia i Przyjaźni. Jakże ironicznie
brzmiała teraz ta druga, jak jakiś cholerny żart losu. Ręka nawet jej nie
zadrżała, gdy przejeżdżała po niej różdżką, pozostawiając krwawe znamię.
Spletli palce lewych dłoni i w niewerbalnie składali przysięgi, jedna po
drugiej. Z chwilą zakończenia rytuału rany się zasklepiły. Nawet na moment nie
przestawali patrzeć sobie w oczy. Stali jeszcze parę minut w milczeniu,
napawając się tym czego doświadczyli. W pełni świadomi zobowiązania.
Wąż i Lew, ogień i woda, ona i on, niebo i grom. Spoili
przeciwności, stali się jednością. Chociaż dobrowolnie, to całkiem wbrew woli.
Zgodnie z kodeksem, a równocześnie wbrew wszelkim zasadom. Pakt z samym
diabłem, pod pieczą Boga. Koniec początku i początek końca. Ostatnia kartka
książki i pierwsza strona rozdziału.
Nie padło między nimi ani jedno słowo. Żadnego
pożegnania. Dyskusji o wybranej karcie. Odwrócili się i ramię w ramię opuścili
Pokój Życzeń – jedynego światka zdarzenia, które nie miało prawa zaistnieć.
Niemego łącznika między wieżą, a lochami.
Karta na stoliku, nie ma żadnego triku. Karta taka sama
zgadnij, gdzie jest dama?
ale super :P zaciekawiłaś mnie... idę czytać kolejne rozdziały :D
OdpowiedzUsuńO... A Paulis dopiero się dowiedziała o drugim blogu... :0 Prolog wymiata!A teraz Pauliska leci czytać dalej ! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńPaulis
Dopiero teraz znalazlam twojego bloga, ale zapowiada się bardzoooo ciekawie. Prolog cudowny, a fragmenty z "kartami" poprostu boskie ;*
OdpowiedzUsuń