Lumos! Dziękuję za cudowne komentarze, jesteście wspaniali i bardzo Was kocham. To gigantyczna motywacja i mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę iż piszę tu tylko dzięki Waszemu zaangażowaniu.
Ostatni rozdział z punktu widzenia Hermiony!!!
Od następnego zapraszam na obiadek do MM.
Nie przedłużam, dziękuję i przepraszam za błedy.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Black Paw
*~*~*~*
Twarda ziemia była poorana i Hermiona miała trudności z
przedzieraniem się przez pole, będące jedyną drogą do Nory. Chłodny wiatr
chłostał ciało nastolatki, a loki zasłaniały widok. Potykała się co rusz, zaś
ciążący jej kufer systematycznie grzązł wśród gleby. Mimo wszystko jej humor
znacząco się poprawił - spotkanie z Tonks i świadomość, że wreszcie opuściła
dom, tym samym zostawiając rodziców we względnym bezpieczeństwie były głównymi
czynnikami kształtującymi jej samopoczucie.
Wreszcie wyplątała się z labiryntu zbóż i
stanęła na prostej drodze do tymczasowego domu. Mimowolnie uśmiech rozjaśnił
jej twarz, a nogi instynktownie przyspieszyły. Nie liczyła się już waga bagażu,
ani włosy, opadające na twarz. Chciała już zobaczyć Rona, Ginny i wszystkich
tych, których tak bardzo kochała. Zapukała energicznie w drzwi i nie myśląc
wiele natychmiast rzuciła się w ramiona stojącej na progu dziewczyny. Rude
kosmyki połaskotały jej szyję, a szczupłe ręce oplotły ją ciasno. Ze szczerym
śmiechem zaczęły podskakiwać i kiwać się w nieskoordynowany sposób. Minęło
sporo czasu, nim oderwały się i patrząc nawzajem w szkliste oczy pohamowały
łzy.
Ron zastał je stojące na przeciw siebie i
trzymające się za ręce. Dwa sprzeczne uczucia zaczęły rozdzierać jego serce. Z
jednej strony niewysłowiona radość nakazywała podbiec i ująć delikatnie tą
delikatną osóbkę, jaką była Hermiona, jednocześnie jednak jakaś cząstka
honorowa jego osobowości zdecydowanie tego zakazywała. Zdobył się więc na
krótkie chrząknięcie i uniesienie ramion w nie do końca czytelnym geście.
Dziewczyna spojrzała na niego z zaskoczeniem i jakiś dziwaczny błysk odbił się
w jej czekoladowych oczach. Nie był pewny, co to może oznaczać i nawet nieco
przeraził się, że zrobił coś nie tak. Ona tymczasem, puściwszy dłonie Ginny
ruszyła w jego kierunku, z taką miną iż był niemal pewny, że zaraz go przytuli.
Wyglądała prześlicznie, zarumieniona od wiatru i szeroko uśmiechnięta. Tak
bardzo nie chciał niczego zepsuć, że całkowicie przerażony natłokiem uczuć
w ostatniej chwili spanikował.
- Hej Hermiona! - niezdarnie podał jej
dłoń.
W jej oczach ledwo dostrzegalnie zalśniło
coś na kształt...rozczarowania?
- Witaj Ronaldzie - wycedziła chłodno,
obrzucając go lodowatym spojrzeniem.
- Chodź Mionka, zostawisz rzeczy w moim
pokoju - zaproponowała Ginny, dostrzegając zaognioną sytuację.
Obie dziewczyny z gracją opuściły
pomieszczenie, a chłopak z szeroko otwartymi ustami obserwował ich plecy. Gdy
zniknęły z bezsilności uderzył pięścią w ścianę. Nie mógł sobie wybaczyć, że
zawsze psuje momenty, na których najbardziej mu zależy.
- Uspokój się Granger, jesteś dużą
dziewczynką - powtarzała w myślach, oddychając głęboko.
Obie z rudą taszczyły jej kufer do pokoju,
pogrążone w całkowitym milczeniu. Szatynka modliła się w głębi duszy, żeby
tylko przyjaciel nie zauważył, jak przykro jej się zrobiło. Kiedy go zobaczyła,
myślała że jej serce eksploduje ze szczęścia. Stał przed nią, cały zdrowy i
taki bliski, w dodatku wyciągając ramiona w jednoznacznym geście. Wydawało jej
się nawet przez moment, że on czuje to samo, że tęsknił...Oczywiście okazała
się absolutnie naiwna - jak zwykle zresztą. Zupełnie nad sobą nie panowała,
kiedy szła w jego stronę, chcąc wtulić się w te silne ramiona, jej umysł jakby
się zawiesił. Westchnęła gorzko, na wspomnienie tego zmieszania, kiedy podawał
jej dłoń. Zamrugała nerwowo, bo wydawało jej się, że łzy zaczynają napływać jej
do oczu.
Zajęta własnymi myślami nie zauważyła
nawet, że siedzi na łóżku, tępo wpatrując się w ścianę.
- Hermi? - zaczęła delikatnie jej
przyjaciółka.
- Słucham - burknęła, miętosząc skraj
szaty.
- Nie złość się na niego. Jest jeszcze
strasznie nieporadny w kontaktach damsko-męskich - powiedziała, lekko ją
przytulając.
- Mimo to liczyłam, na cieplejsze
powitanie po tak długiej rozłące - wyjaśniła gorzko.
- Mogę za niego nadrobić - dała jej
solidnego kuksańca w bok.
- No właśnie! Skoro o nadrabianiu mowa -
wyraz twarzy Gryfonki zmienił się diametralnie - wyjaśnij mi to, proszę.
Oczy Weasleyówny stały się wielkie, jak
spodki kiedy wzięła w dłonie list, wydobyty przez przyjaciółkę z kieszeni
płaszcza.
- No słucham, co to jest? - zapytała,
mugolaczka uderzając palcami o bark.
- List - odparła Ginewra, patrząc na
czubki butów.
- Masz mnie za idiotkę? Czy ty w ogóle
czytałaś, to co napisałaś?
Młodsza z nastolatek nabrała gwałtownie
powietrza i szybko przewertowała treść kartki. Po jej policzkach rozlały się
rumieńce, podczas gdy brwi Granger powędrowały protekcjonalnie w górę, dając
tym samym sygnał do udzielenia natychmiastowej odpowiedzi.
- Ginny...przecież nie jesteś jakimś
pustakiem, no powiedz mi, co się dzieje? - zrezygnowała z robienia wyrzutów i
objęła siostrę Rona po matczynemu.
Minęło parę minut, nim odezwała się,
całkiem załamanym głosem.
- Wszędzie jest wojna, nie wiem co z Harrym...wszyscy
są tacy zdenerwowani i żyją tylko jednym. Rozmawiamy o bezpieczeństwie,
śmierciożerach i Zakonie, jest całkiem przytłaczająco. Chciałam, żeby ten list
była taki...normalny. Chcę rozmawiać o głupich i błahych sprawach, śmiać się z
byle słowa i wiesz - spojrzała na nią niemal błagalnie - chcę być dzieckiem.
Hermiona doskonale rozumiała motywy
kierujące przyjaciółką. Było jej wstyd, że tak pochopnie na nią nakrzyczała i
że zdołowała się własną sytuacją, zamiast być podporą.
- To nie jest tak, że nie martwię się o
Harrego, tylko ja nie mogę nic zrobić. Nie zniosę tej niepewności, tak bardzo
się boję - zakończyła, chowając twarz w brązowych włosach czarownicy.
- Będzie dobrze. Jesteśmy tu razem i nie
rozstaniemy się. Damy radę, Harry jest bezpieczny, Dumbledore o to dba. Jeśli
chcesz to możemy razem zachowywać się, jak najbardziej puste nastolatki -
odrzuciła kilka rudych kosmyków i uśmiechnęła się zachęcająco.
- Ty? - powątpiewała Weasley z uniesionymi
kącikami ust.
- Nie wierzysz w moje zdolności? - udała
oburzenie.
- Nie, ale nie sądzę, żebyś dorównała Lav!
Zaczęły się śmiać, kiedy jedna z poduszek
uderzyła rudą prosto w twarz.
- Spadaj - pokazała jej język Hermiona.
- Nie wiem jak długowieczne kanapki
trzymasz w torbie, ale chyba już chcą uciec - stwierdziła młodsza, wskazując na
drgający w rogu pokoju kufer.
Zaskoczona Gryfonka ostrożnie otworzyła
wieko, z pod którego w mgnieniu oka wypadła ruda, puszysta kulka i zaczęła
miałczeć oskarżycielsko.
- Krzywołap! - ucieszyła się, biorąc w
ramiona zwierzaka.
Odpowiedziała jej symfonia prychnięć, zwieńczona
ostatecznym liźnięciem w policzek.
- Witaj przyjacielu - Ginny podrapała kota
w podbródek.
On tymczasem mając, lekko mówiąc gdzieś
ich radość wyswobodził się z objęć właścicielki i z uniesionym wysoko ogonem
zniknął pod komodą. W tym momencie drzwi otworzyły się na oścież, ukazując
rumianą Molly, z zielonym beretem w ręce. Tymczasem kocur niepostrzeżenie
opuścił pokój.
- Hermiona! Chodź tu, niech cię wyściskam!
- zawołała, niemal zgniatając jej żebra w uścisku.
- Dzień dobry pani Weasley - odparła z
szerokim uśmiechem.
- Ale jesteś wychudzona! Natychmiast
musisz coś zjeść! Wybacz, że dopiero teraz, ale pracowałam w ogrodzie, a moje
UKOCHANE dzieci nie raczyły mnie zawołać - wykrzykiwała, złowieszczo łypiąc na
córkę.
- Mama dostała na urodziny Magic Playera 3
i od tego czasu trudno się jej dowołać – brązowooka puściła jej perskie oczko.
- Nie prawda! Wszystko doskonale słyszę,
nawet kiedy mam te klipsy - trzepnęła ją lekko w głowę kobieta.
- Czego pani słucha? -zapytała grzecznie
szatynka.
- Michael Boooms. Zwłaszcza uwielbiam
"O północy w Dziurawym Kotle" - oświadczyła, lekko się rumieniąc.
Z dołu dobiegł do nich jakiś nieokreślony
głos i dźwięk tłuczonego szkła. Pani Weasley skrzywiła się, widocznie zirytowana
i ponownie zwróciła do gościa.
- Wybacz kochanieńka, ale Ron, pomagający
w kuchni Fleur to złe rozwiązanie. Zaraz zawołam was na obiad - dodała, prędko
wybiegając z pokoju.
- Fleur...? - zapytała Granger, szczerze
zaskoczona.
- Dokładnie tak. Fleur, Flegma Delacour we
własnej, zachwycającej osobie - wysyczała Ginny, wywracając widowiskowo oczami.
- Czemu nic...
- Zapomniałam. Ona raczej nie należy do
rzeczy o których chce się rozmawiać - wyjaśniła, nadal poddenerwowana.
Kilka minut później zeszły po schodach do
kuchni, gdzie zastały uginający się pod ciężarem jedzenia stół, niczym nie
ustępujący temu w Wielkiej Sali. Ronald już w najlepsze konsumował, Molly
układała babeczki na talerzu, a Fleur nucąc coś pod nosem rozlewała do szklanek
sok dyniowy.
- Smacznego - rzuciła w stronę chłopaka
Hermiona.
- Dieuje Heiminieona - odparł, jak zwykle
z pełnymi ustami.
Tymczasem Francuzka, usłyszawszy nowy głos
uniosła swoją uroczą, blond główkę i uważnie rozejrzała się po kuchni. Widząc
stojącą na progu dziewczynę uśmiechnęła się zniewalająco i błyskawicznie do
niej podbiegła.
- O! 'Ermiona! C'est super widzić ci
tutaj! - pocałowała oba jej policzki i kontynuowała świergotanie - ty zostaisz
do końca wakacja?
- Ee..tak - stwierdziła z opóźnieniem,
spowodowanym tą dziwaczną aurą, otaczającą kobietę.
- C'est super! Bill i ja planujimy ślub!
Ty bedziesz, prawda 'Ermiona?
- Jeżeli chcesz...
- O! Oui! Merci! Mi będzimy szczesliwi! -
zaśpiewała, nie przestając się uśmiechać.
- To ja dziękuję za zaproszenie - wysiliła
się, uniesienie kącików ust.
- Już dość tego gadania! - warknęła Molly
- obiad stygnie!
Nie ociągając się dłużej wszyscy zajęli
miejsca przy stole i zaczęli jeść. Nastolatka uwielbiała domową kuchnię pani
Weasley, a jej pulpeciki wprost nie miały sobie równych. Nie myśląc wiele
zapełniła talerz po brzegi i z zadowoleniem na twarzy zabrała się do
konsumpcji.
- O moi mala, położi serwerke, bo możisz
się polamić! - najmłodsza latorośl Weasley'ów zaczerwieniła się wręcz z
wściekłości i tylko siła woli udaremniła jej atak na blond włosy cud.
Narzeczona Billa zachowywała się w
stosunku do obu dziewczyn, całkiem tak, jak odnosi się przedszkolanka do
rozwydrzonych dzieciaków. Pozory taktu, zbudowane podczas powitania rozwiały
się bez śladu. Również po gospodyni było widać, że jej spokój i równowaga są
mocno nadszarpnięte. Obserwując przebieg posiłku Gryfonka stwierdziła, że
jeżeli Panna Delacourt chce dożyć trzydziestki powinna natychmiast po ślubie
wyprowadzić się do własnego domu.
Poza tym cały posiłek minął w ciepłej i
zaskakująco kameralnej, jak na Norę atmosferze. Po obiedzie rodzeństwo
usiłowało uczyć Granger gry w mini-Quiddicha, co jednak okazało się absolutnie
niemożliwe. Ron zachowywał się całkiem dobrze, jednak mimo wszystko między nimi
istniało namacalne napięcie. Dziewczyna doszła do wniosku, że bez Freda i
Georgea dom w pewien sposób obumarł. Podczas ich gry i spaceru podobno
przyszedł Kingsley i Remus, ale poza tym dzień należał raczej do tych średnio
zajętych. Każdy żył sobie i tylko ich trójka integrowała się wspólnie. Bez
Harrego nie byli już tak zgraną drużyną - tak na prawdę to każde z nich było
jej ważnym fundamentem, o czym niebezpiecznie często zapominali.
Kiedy wieczorem grała w kuchni z Ronem w
szachy czarodziejów jej wzrok, mimowolnie powędrował w stronę zegara, wiszącego
na ścianie. Wszystkie wskazówki znajdowały się, na "Śmiertelnym
Zagrożeniu". Westchnęła głęboko i uśmiechnęła się przepraszająco do
chłopaka.
- Jestem zmęczona, strasznie cię
przepraszam, ale pójdę się już położyć.
- Okej, nie ma problemu - odparł,
nieumiejętnie maskując smutek.
- Dobranoc - powiedziała, klepiąc go po
ramieniu.
- Ta...dobra - mruknął, wlokąc się do
swojego pokoju.
Cicho wspięła się po schodach i stanęła w
progu sypialni. Otulona różowym szlafrokiem ruda, siedziała na swoim łóżku,
mrucząc pod nosem wymyśle klątwy.
- Co ty taka skwaszona? - zapytała,
przeszukując bagaż, w poszukiwaniu ręcznika.
- Głupia krowa! Traktuje mnie, jak małe
dziecko! Oh! Nawet nie masz pojęcia, jak strasznie chciałam na nią rzucić
porządnego Upiorogacka! - z furią zaczęła wyżynać mokre włosy.
Miona, mimowolnie uśmiechnęła się na wspomnienie
kilku lepszych wykonań tego zaklęcia, które miała przyjemność widywać, przebywając
w towarzystwie Ginewry. Przypomniała sobie różdżkę, spoczywającą podczas obiadu
w zaciśniętej dłoni przyjaciółki i zachichotała wesoło.
- Spokojnie mała! - zawołała, ruszając w
stronę łazienki.
- Zabiję!
- Prześpij się z tym - doradziła,
zamykając za sobą drzwi.
Lodowaty prysznic, jak zwykle podziałał na
nią kojąco. Miała czas, żeby rozważyć wszystkie aspekty tego dnia i finalnie
uznać go za udany. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo tęskniła za swoimi
przyjaciółmi. Nawet irytujące zachowanie Rona nie zmniejszało tej radości - w
końcu ono też bardzo ją w nim urzekało. Pogrążona we własnych myślach
całkowicie straciła poczucie czasu, nie zauważyła, że zrobiło się późno, a jej
współlokatorka twardo śpi. Nie miała jeszcze ochoty na leżenie w łóżku, więc
uchyliła okno i wyślizgnęła się, na płaski daszek, poniżej parapetu.
Przez moment nasycała się rześkim
powietrzem i ciszą. Przymknęła oczy, układając wargi w uśmiech. W pewnym
momencie usłyszała skrzypnięcie i tuż obok otworzyła się okiennica, ukazując
ciemną postać. Przestraszona, poczuła, jak jej oddech przyśpiesza i dopiero po
pewnym czasie zrozumiała, że tajemniczą personą jest nie kto inny, jak Ron.
Poczuła przyjemne ciepło, gdy bez słowa przysunął się bliżej i niby przypadkiem
musnął jej dłoń swoimi palcami.
- Przepraszam - wyszeptał, bez cienia
skrępowania.
- Ja też. Czasami za bardzo się wkurzam -
odparła, modląc się by nie słyszał jej walącego serca.
Po raz pierwszy od dawna rozmawiali
całkiem otwarcie, bez gaf i wstydu. Może to ta wieczorna odwaga, a może
ciemność, dająca poczucie bezpieczeństwa, cokolwiek to było umożliwiło obojgu,
niespotykaną chwilę intymności. Gwiazdy migotały, na granatowym niebie, a oni
trwali przysunięci do siebie, nie mając odwagi by szepnąć słowo. Ta cisza ich
nie męczyła, upajali się nią i błogosławili wyjątkowość każdej sekundy.
Wiedzieli, że to się może już nigdy więcej nie powtórzyć.
Było już grubo po północy, gdy spojrzeli w
swoje oczy i zdecydowali o pożegnaniu.
- Dobranoc Hermiona.
- Dobranoc Ron.
- Do jutra.
- Do jutra.
Zniknęli w swoich pokojach, spokojni i
szczęśliwi. Niby nic wielkiego, a jednak daje naiwnemu sercu mnóstwo radości.
Zanurzając twarz w poduszce, była całkowicie
spełniona.
- Tak oto zaczęły się twoje wakacje
Granger - wyszeptała do siebie.
Ginny oddychała równo, gdzieś za oknem grały
świerszcze, a z salonu dochodziły dźwięki Michaela, śpiewającego głośno ”O
północy w Dziurawym Kotle”.
- Nie zmarnuj ich Granger - dodała,
zamykając oczy.
Rozdział jest świetny, chociaż ja nie mogę się doczekać na Dramione.:P A Ty mi każesz stanowczo za długo czekać na naszą parkę.:]
OdpowiedzUsuńOj, Ginny, Ginny.:D Te jej teksty o Fleur.:P
Czekam na następny.:P
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
PS. Dziękuję za komentarz na moim blogu.:) Takie wsparcie wiele dla mnie znaczy.:P
Dodalam Cie do linkow na www.well-you-are-quite-nice-you-know.blogspot.com
OdpowiedzUsuńRozdzial standardowo genialny, nie moge sie doczekac nastepnego :)
mildredred
zostałaś nominowana do Liebster Awards. Więcej szczegółów na www.well-you-are-quite-nice-you-know.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!