wtorek, 17 września 2013

Perfekcja [Rozdział 6]

Lumos!
Mało komentarzy, ale nominacja więc malutka osłoda za to drobne rozczarowanie. Pierwszy rozdział pisany z perspektywy Dracona - dlatego jest krótki, muszę się wczuć. Wasze komentarze będą decydowały o sposobie narracji, także proszę komentujcie!
Cóż więcej?
Dedyk dla Mildredred i Karoliny Dębiak.
Czytajcie!
Inconspic Angel vel Black Paw
*~*~*~*
Otworzył oczy, bez zbędnego pośpiechu. W pokoju panowała całkowita ciemność, a zza okna dobiegał szum deszczu. Podłożył ręce pod głowę i wpatrywał się w sufit. Wszystko wyglądało, jak wycięte z katalogu sklepu meblowego. Kiedy w wieku czternastu lat urządzał ten swój kąt pod czujnym okiem rodziców, miał na celu połączenie nowoczesności, z ponadczasową elegancją. Tym sposobem nad jego głową pobłyskiwał srebrny żyrandol, dębowe biurko zajmowało miejsce pod ścianą, a za gigantycznym lustrem mieściła się garderoba. Voilà! Idealny pokój gotowy.
Draconowi Malfoy’owi bowiem można było zarzucić wszystko.
Począwszy od tego, że jest chamem, gburem, świnią, materialistą i dupkiem, poprzez niezdrową skłonność do otaczania się kobietami, uzależnienie od alkoholu, przedmiotowe traktowanie płci przeciwnej i całkowite ignorowanie wszelkich zasad, na rasizmie i egocentryzmie skończywszy. Nie możemy jednak przyjmować, że był on całkowitym prymitywem i degeneratem – nic bardziej mylnego. Jako osoba wychowująca się w wyższych sferach Draco posiadał niezwykle wyważone poczucie dobrego smaku i (co z lubością podkreślał), był estetą. Jeżeli ktokolwiek śmiał w to wątpić wystarczyło, by przekroczył próg tej oto sypiali, a jego wątpliwości (w trybie natychmiastowym), znikały.
Chłopak lubił ten swój kącik nie dlatego, że był perfekcyjny. Perfekcja sama w sobie wydawała mu się oklepana i nużąca. Uwielbiał jednak mieć świadomość, że to jego dłoń stworzyła wszystko, co ludzie tak podziwiali . Czuł autentyczną radość, gdy mógł podpisać się pod Wybitnym esejem, czy samodzielnie dobieraną szatą. 
Był próżny, jednak ta próżność nie miała infantylnego zabarwienia. Było w niej coś tak fascynującego, a zarazem perwersyjnego, do tego stopnia, że człowiek dostawał szału, starając się ją w jakiś sposób określić.
Sięgnął po różdżkę i odsłonił zasłony. Poranne światło zalało jego oczy, prędko wkradając się w najdrobniejsze zakątki pokoju. Ze zwykłą sobie gracją wstał z posłania i ruszył w kierunku lustra. Krytycznym wzrokiem przebiegł po swojej sylwetce i odsunął jedno ze skrzydeł, ukazując ukryte wejście do garderoby. W dwóch, równych rzędach wisiały śnieżnobiałe i czarne koszule, na półkach piętrzyły się spodnie, a w szklanej gablocie spoczywały krawaty. Ład i porządek, ale tylko z pozoru.
Ślizgon był personą, pełną skrajności. Z jednej strony nienawidził bałaganu, a z drugiej całkowicie mu się poddawał. Męczyło go segregowanie i układanie rzeczy, wychodził z założenia że to strata czasu, a jednak chaos w żaden sposób nie podciągał się pod jego estetyczny zmysł. W domu ten problem rozwiązywały skrzaty domowe, jednak w Hogwarcie nie miał aż takiej wygody. Postanowił więc ograniczyć gamę barw swoich strojów do minimum i zmuszać się przynajmniej do tworzenia z nich dwóch stosików. Szukanie łatwych rozwiązań, z całym przekonaniem wpisywał w rubryczce "Hobby".
Po pięciu minutach stał w łazience, układając włosy w miarę skoordynowany sposób. Był zmęczony, ale nie z niepokoju, raczej z oczekiwania. Od początku wakacji każdy dzień mijał pod znakiem oczekiwania na spotkanie. Wiedział, że zostanie wezwany w odpowiednim momencie, a mimo to czuł niepokój, że przegapi tę chwilę. Niekiedy balansował na granicy szaleństwa, rwąc włosy z głowy i oczekując najmniejszego sygnału. Zawsz wtedy przychodziła do niego matka i pomagała wybrnąć z tego impasu. Bez Lucjusza było im trudno, ale wiedzieli że dadzą radę.
Zamaskował niezdrowe cienie pod oczami i wyszedł ze swojego azylu. Obcasy jego butów postukiwały o podłogę miarowo, a portrety kiwały głowami. W całej willi panowała nienaturalna cisza, nieprzerwana nawet przez najmniejszy odgłos. Po tylu latach mieszkania w tym miejscu zdołał do tego przywyknąć, co nie zmieniało faktu że wydawało się to wynaturzone.
Matkę zastał w jadalni, czytała tomik magicznej poezji, co jakiś czas mrużąc oczy.
- Dzień dobry, matko - skrzywił się teatralnie, jak zwykle wypowiadając te słowa.
Były dlań wyuczone i niemożliwie sztuczne, całkowicie zaburzając porządek panujący w domu. Narcyza jednak była damą - wychowana w arystokratycznym rodzie, kładącym szczególny nacisk na wzajemny szacunek w rodzinie i dobre wychowanie wprowadzała wśród Malfoyów (tak młodszych, jak i starszych), surowe restrykcje, którym nikt nie śmiał się sprzeciwiać.
- Witaj Draco - uniosła głowę znad tomiku, a wyraz jej twarzy zmienił się natychmiastowo - wyglądasz tragicznie.
- Lubię ten garnitur - uśmiechnął się blado, siadając do stołu.
- Twoje zdrowie to nie temat do żartów - syknęła, bez śladu wesołości.
- Spokojnie, mamo - uniósł dłonie w obronnym geście - to tylko niedospanie.
Przez chwilę wpatrywała się w niego nieprzeniknionym wzrokiem, zawieszonym pomiędzy złością, a smutkiem i dopiero po chwili poddała się emocjom.
- Przepraszam, ale się martwię. Kiedy nie ma Lucjusza...tak bardzo się boję, że stracę jeszcze ciebie - wyszeptała, gładząc jego blady policzek.
Gdzieś w najgłębszym zakamarku jego serca, tajemniczy głosik zaczął głosić tyrady błagalne, by odpowiedział na to czułe wyznanie...niestety, część krwi Malfoyów, płynąca w jego żyłach wygrała tę potyczkę.
- Nie jestem małym dzieckiem - warknął, odwracając twarz.
- Wiem - odparła, na powrót przybierając maskę chłodnej obawy i chowając twarz za kurtyną jasnych włosów ruszyła do wyjścia.
Gdy jej plecy zniknęły za drzwiami ukrył twarz w dłoniach i przeklął siarczyście. Od czasu zamknięcia ojca w Azkabanie, wszystko zaczynało się sypać. Często kłócił się z Narcyzą - zazwyczaj o jego rzekomą dorosłość i dojrzałość. Brakowało mu tego luzu i swobody, rozmów o wszystkim. Od najmłodszych lat zapoznawany ze poezją, literaturą i teatrem miał szerokie pojęcie na tematy, stanowiące ziemię nieodkrytą dla większości chłopców w jego wieku. Doświadczenie nabyte przez te szesnaście lat życia zdecydowanie pozwoliło wypracować poglądy na dane tematy i głosić je z całkowitym przekonaniem. Niejeden z bardziej znaczących krytyków sztuk magicznej wytrzeszczał oczy, słysząc wypowiedzi młodzieńca podczas licznych bankietów, organizowanych dla śmietanki towarzyskiej, z najwyższych sfer. Rodzice chłopaka nie mieli najmniejszych wątpliwości, że jako dorosły mężczyzna bez najmniejszych trudności będzie brylował w towarzystwie, słynącym z ponadprzeciętnej inteligencji. Póki co jednak wolał staczać nieszkodliwe potyczki słowne z matką. Najczęściej kłócili się o poezję - szczególne o wiersze Johna Lead'a - magicznego wierszo pisarza z epoki po wojnie z trollami. Głównymi tematami jego wierszy były uczucia - miłość i nienawiść zarazem przeplatały się w skomplikowanej kompozycji. Narcyza była zafascynowana jego twórczością, zaś Draco nie mógł jej pojąć.
Został więc sam w kuchni, zbierając okruchy wspomnień, z dni przed wojną kiedy budowali normlany świat, bez strachu czy obawy. Dni kiedy tworzyli szczęśliwą i spójną rodzinę. Z dni, kiedy widmo Voldemorta nie wisiało nad ich domem. Z dni, kiedy był dzieckiem.
Odrzucił od siebie tę wizję i agresywnie zabrał się za jedzenie owsianki. Odganiał obrazy nękające go przez ostatnie dni i skupił się na prozie życia.
 - Draco? - cichy szept wyrwał go z zamyślenia.
- Tak? - zapytał roztargniony, patrząc w te smutne oczy swojej matki.
- Blaise Zabinni do ciebie.




5 komentarzy:

  1. Brak mi czasu.
    Lecz super rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    Rozdział jak zwykle świetny.:D
    Dziękuję za dedykację.:D
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Twojego bloga zaczęłam czytać wczoraj i zrobił na mnie duże wrażenie, pozytywne oczywiście *.*
    Masz talent i nie marnujesz go :)
    Bardzo mi się podoba twój styl pisania, opisywanie uczuć i przemyśleń bohaterów.
    Rozdział niesamowity <3
    Pozdrawiam, Yśka.

    http://the-story-of-two-worlds.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział! Ciesze sie ze jest z perspektywy Draco. Fajnie że pokazałaś jego uczucia i stosunek do rodziców.

    OdpowiedzUsuń

Każdy Twój komentarz będzie czymś na kształt Patronusa osłaniającego mnie przed utratą chęci. Czytasz = komentujesz. Pamiętaj o tym, inaczej dementorzy bez litości wyssają moją autorską duszę.

Sowa

Harry Potter - Delivery Owl