sobota, 19 października 2013

Spotkanie [Rozdział 10]

Lumos!

Przepraszam, szkoła no i były tylko dwa komentarze, więc mniejsza motywacja. Za oba jednak z serca dziękuję i oto nowiutki rozdział. Przeplatany fragmentami książki - celowo. Bardzo proszę o opinię.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

*~*~*~*
Wrzesień zbliżał się wielkimi krokami, a samotne dni w rezydencji stały się dla chłopaka chlebem powszednim. Przez ten czas zagłębiał się w kolejne tomy, poznając dokładnie genezę różnorodnych trucizn. Skóra na grzbiecie cierpła mu, kiedy zdał sobie sprawę, jak wiele istnieje sposobów uśmiercenia człowieka. Matka nie zwracała na niego uwagi, chodziła roztrzęsiona, blada, smutna i drżąca. Severus nie pokazał się więcej i tylko Bellatrix wpadała od czasu, do czasu. Spotkania kręgu odbywały się mniej- więcej raz na trzy tygodnie. Szara monotonia i rutyna, była genezą jego dnia. Nic się nie zmieniało, aż do pewnego sobotniego poranka, kiedy to pukanie do drzwi przerwało mu wertowanie „Trucizn Tysiąclecia”. Nie musiał pytać, żeby wiedzieć kto jest jego gościem. Dwa delikatne i jedno głośniejsze uderzenie – tylko i wyłącznie Narcyza tak anonsowała swoje wejście.
- Proszę – westchnął, podkreślając ciekawiącą go frazę.
- Draco, jedziemy na Pokątną – stwierdziła, opierając się sztywno o framugę.
Miał ochotę zaprotestować, nawet krzyczeć, ale zatamował w sobie potok uczuć i wzruszył ramionami.
- Skoro tak twierdzisz – powrócił do przerwanej pracy, ignorując postukujący nerwowo obcas matki.
Blondynka tymczasem utkwiła w nim swoje jasne oczy i bezskutecznie usiłowała zwrócić na siebie uwagę. Czuła, jak ich więzi się rozluźniają, jak coraz mniej ich łączy i bała się, że go straci. Zdawała sobie sprawę, że to Lucjusz był dla niego większym autorytetem, nie dziwiła się temu zresztą. Kochała tego człowieka, jak nikogo innego, był charyzmatyczny, inteligentny i błyskotliwy, a dodatkowo potrafił w niesamowity sposób uświadomić małemu chłopcu jego wyjątkowość. Nie zazdrościła mu wymarzonych kontaktów z synem, który zdawał się być wręcz oczarowany ojcem. Nie zdawała sobie również sprawy, jak niebezpieczne jest takie jednostronne przywiązanie. Teraz, kiedy zabrakło tak ważnej części ich rodziny, wszystko drżało w posadach.
Najgorsze było jednak, że jedynym co mogła zrobić było bezradne obserwowanie, jak owoc jej miłości z najdroższym mężczyzną na ziemi zaczyna staczać się ku granicy zła.
- Draco – wyszeptała, hamując łzy.
Uniósł głowę i spojrzał na nią, w sposób jakiego nigdy ku niej nie kierował. W tych szarych tęczówkach igrała obojętność i zniecierpliwienie. W jednym momencie wszystkie argumenty, które chciała wysunąć, słowa wyrażające tak wiele ugrzęzły w przełyku.
- O trzeciej przed kominkiem w Sali Rodowej – odwróciła się na pięcie i opuściła pokój.
Młodzieniec tymczasem, nie podejrzewając nawet iż za drzwiami po raz pierwszy od lat płacze Narcyza Malfoy, wzruszył ramionami, zagłębiając się w najmroczniejsze odmęty magii.
*~*~*~*
Punktualnie o trzeciej zatrzymał się przed kominkiem,  którym radośnie lśnił złocisty ogień. Z roztargnieniem poprawił zapinaną pod szyją szatę i musnął palcami włosy. Wszystko musiało wyglądać, tak by nikt nie domyślił się, co kryje wewnątrz. Chciał mieć to wszystko za sobą, te zakupy, podróż, spacer po Pokątnej i bezsensowną rozmowę z matką, do której ( w co nie wątpił), miało dojść. Irytowało go, że musi stracić ostatnie, tak cenne chwile wakacji, które mógłby poświęcić na szukanie recepty na swoją misję. Zdenerwowany tym wszystkim prychnął, ze złością i kopnął w podmurówkę paleniska. Pogrążony w rozmyślaniach nie zauważył wejścia Narcyzy, która ubrana w przepiękny płaszcz stała nieco na uboczu, postukując obcasem o podłogę.
- Gotowy? – zapytała, przyglądając mu się nieprzeniknionym wzrokiem.
Nie zaszczyciwszy jej nawet słowem skinął jedynie głową. Im mniej sobie powiedzą, tym szybciej wrócą do rezydencji. Ostatni raz przejrzał się, w wiszącym na przeciwległej ścianie zwierciadle i sięgnął po stojącą na półce srebrną szkatułę.
Na chwilę zastygł, obserwując kunsztowne zdobienia, jakimi pokryte były jej ścianki. Lśniące nici splatały się, w postaci węży, o szmaragdowych oczach. Całość, opływająca wręcz luksusem niebezpiecznie chybotała na granicy kiczu. Nigdy jednak nie odważył się skomentować jej choćby słowem – była bowiem prezentem zaręczynowym, podarowanym Narcyzie przez Lucjusza, jeszcze za Hogwardzkich lat. Rodzice nigdy nie opowiadali mu o tym, jak się poznali, ani jak wyglądały ich relacje. Każde pytanie zbywali tajemniczym uśmiechem i wzruszeniem ramion. Boleśnie uświadomił sobie, jak wiele chciałby się jeszcze dowiedzieć od ojca, drżał na myśl o tym, że możliwie już nigdy go nie zobaczy.
Zacisnął powieki i nabrał garść proszku. Prawie brutalnie wcisnął pudełko w dłonie matki i śmiało wkroczył w płomienie.
- Na Pokątną – wycedził wyraźnie, patrząc jak płomienie liżą jego ciało.
W pierwszym momencie był niemal pewny, że się pomylił. Ulica na której się znajdował z Pokątną miała tyle wspólnego co Rubeus Hagrid z Lordem Voldemortem. Zza szyby, zamiast kolorowych, błyszczących witryn pełnych ksiąg z zaklęciami, kociołków i ingrediencji do eliksirów obserwować mógł odrapane budynki, ledwo widoczne przez jakiś plakat, zakrywający większą część okna.  Wnętrze lokalu również zmieniło się diametralnie. Po raz pierwszy od kiedy tu przychodził było całkiem pusto. Ze stałych bywalców, których miał okazję zapamiętać pozostał jedynie ohydny, stary i pomarszczony barman Tom, który widząc go skulił się w sobie i wymamrotał coś brzmiącego, jak „dźbry Paniczu”. Z pogardą zlustrował jego zgarbioną sylwetkę i ruszył do drzwi. Nie miał ochoty czekać na matkę, najwyżej spotkają się później. W chwili Kidy jego dłoń spoczęła na klamce, szpiczaste palce zacisnęły się na ramieniu.
- Ani mi się waż, wychodzić gdziekolwiek sam – warknęła mu prosto w twarz Narcyza.
- Nie jestem dzieckiem – odparł, dumnie unosząc głowę.
Chciał grać w tę grę, mimo iż wyraźnie dostrzegał w jej oczach iskry, nie zwiastujące niczego dobrego. Z zadziwiającą siłą wypchnęła go za drzwi i sprężystym krokiem ruszyła w stronę zaułku. Jednym ruchem pchnęła oszołomionego nastolatka na ścianę i przykładając mu różdżkę do grdyki i wycedziła z pasją.
- Nic nie zmieni faktu, że jesteś moim dzieckiem, nie zapominaj kim jestem, nie zapominaj że mamy wojnę. Zbyt wiele sobie pozwalasz. Radzę się opamiętać – Zacisnęła usta w wąską linię i powoli opuściła magiczny atrybut.
Rzadko widział ją w takim stanie. Od dzieciństwa była istną ostoją spokoju, azylem i opoką. Odgonił od siebie nachalną myśl, że ją traci i poprawił pelerynę. Wyzywająco zacisnął szczękę, jednak nie rzucił już ani jednej uwagi na temat swojej dojrzałości.
- Zaczniemy od Madame Malkin – wyszeptała, wracając na główną ulicę.
Nawet jego dobijał klimat, panujący teraz na pasażu. Właściwie nie mógł obwiniać matki o ten wybuch, otaczający ich krajobraz nie skłaniał raczej do śmiechu. Witryny w całości zajmowały te idiotyczne plakaty, będące powiększoną wersją zasad bezpieczeństwa z ulotek, które ministerstwo rozsyłało na początku lata. Oni oczywiście również dostali kilka tych świstków, tylko i wyłącznie dla zachowania pozorów.
Co jakiś czas, na niektórych ścianach można było dostrzec ruchome czarno-białe fotografie poszukiwanych śmierciożerców. Oczywiście szeroko uśmiechnięta ciotka Bellatrix była prawdziwym diamentem, wśród plejady znajomych nazwisk. Kilka witryn zabito deskami, między innymi w sklepie Olivandera. Wzdłuż deptaku rozpleniło się jednak sporo byle jak skleconych straganów, przy których obdarci czarodzieje, o aparycji szczotki do klozetu potrząsali naręczami sznurków, zwieńczonych metalowymi wisiorkami.
- Idioci – prychnął, czytając plastikową tabliczkę, przypiętą pod pasiastą plandeką – muszą być całkiem wyzuci z mózgu, skoro sądzą że takie coś obroni ich przed…
- Cicho! – mocno ścisnęła go za bark .
Gdyby spojrzenie mogło zabijać oboje leżeliby martwi. Zignorowali przerażony wzrok mijającej ich grupki przechodniów i ruszyli ku pracowni krawieckiej. Gdy tylko przekroczyli próg właścicielka doskoczyła do nich w dwóch susach i zasypała stosem uległych komplementów.
- Potrzebujemy szaty wyjściowej, dla tego młodego człowieka – blondynka stanowczo przerwała jej pochwalną tyradę.
- Oczywiście, zaraz coś dobierzemy – zaćwierkała kobieta, obejmując go opiekuńczo.
Zniesmaczony odtrącił jej rękę i niewyraźnie zaprotestował. Nie próbowała już więcej go przytulać, ograniczając się jedynie do nieustających monologów, ociekających sztucznym uwielbieniem. Irytowała go ta baba, ale nie mógł odmówić jej smykałki do igły. Zgrabnie udrapowała na jego ramionach materiał, wbijając gdzieniegdzie szpilki. W ostatnim czasie wystarczył najmniejszy szczegół, by wyprowadzić go z równowagi, tak samo było również tym razem. Ciągłe piski, w połączeniu z kontrolującym spojrzeniem Pani Malfoy zadziałały, jak płachta na byka.
- Zamiast tkwić tu bezczynnie mogłabyś pójść kupić coś innego.
- I zostawić się samemu sobie? – jej brwi powędrowały wysoko w górę.
Wydawało mu się, że usłyszał dzwoneczek oznajmiający wejście innego klienta, jednak postanowił skupić się na planie, który stopniowo rodził się w jego głowie.
- Muszę ci uświadomić, że nie jestem już dzieckiem, bo chyba jakoś tego nie dostrzegasz, mamo. SAM potrafię robić zakupy.
Krawcowa zacmokała i z dezaprobatą zwróciła ku niemu okrągłą twarz.
- Ależ mój drogi, twoja matka ma rację, nikt nie chodzi dziś sam, to nie ma nic wspólnego z tym, czy jesteś dzieckiem…
Oddałby wszystko, byle się tylko zamknęła.
- Proszę uważać, gdzie pani wbija tę szpilkę! – ostentacyjnie wyplątał się z jej szponów i podszedł do gigantycznego lustra.
Przez moment obserwował elegancki krój szaty. Dawno nie widział się w zieleni, zastanawiał się nawet czy nie zacząć nosić jedynie czarnych ubrań, jednak…nie, zieleń, zieleń ponad wszystko. Zamyślony wodził wzrokiem po swojej postaci, kiedy ponad ramieniem dostrzegł najmniej oczekiwany widok.
Cholerna Złota Trójca Dumbledora. Potter, w całej swej żałosnej chwalne, Weasley, jak zwykle niczym wyjęty ze śmietnika i Granger… Granger w wytartym sweterku, z krzywo przyciętą grzywką i tym pieprzonym błyskiem wyższości w oczach.
- Jeśli się zastanawiasz, co tak śmierdzi, mamo to ci wyjaśnię, że właśnie weszła szlama – z lubością zmrużył oczy, widząc oburzenie Gryfonów.
- Nie sądzę, żeby trzeba było używać takiego języka!  I nie życzę sobie wyciągania różdżek w moim sklepie– zawołała właścicielka, ku jego bezdennej irytacji.
Wątłe lwiątka bohatersko dobyły patyków, kierując je w jego stronę i tylko Panna- Ja – To – Wiem – Lepiej spojrzała mu prosto w oczy.
To spojrzenie rozłożyło go na łopatki. Było w nim coś intrygującego, a zarazem budzącego wyrzuty sumienia. Dałby wiele, byle móc poznać jej myśli. W czekoladowych tęczówkach trwała walka, która nie wiedzieć czemu wydawała się bezpośrednio go dotyczyć. Nie chciał widzieć TEGO w jej oczach. Nienawidził jej, za to że usiłowała być od niego lepsza, nie mógł znieść iż próbuje jeszcze budzić w nim wdzięczność.
- Nie, nie róbcie tego, naprawdę nie warto – idiotka Granger.
Niczym tonący brzytwy, chwycił się pierwszej, lepszej obelgi.
- Ja myślę, zresztą i tak byście się nie ośmielili użyć czarów poza szkołą. Kto ci podbił oko Granger? Chcę mu posłać kwiaty – rzucił w jej stronę.
Od dawna nie ucieszył się tak bardzo widząc czyjś ból. Mimowolnie uśmiechnął się szeroko. Jakże on ich nienawidził.
- Dość tego! – bezskutecznie usiłowała ich uspokoić Madame Malkin.
- Odłóżcie to. Jeśli jeszcze raz zaatakujecie mojego syna, możecie być pewni, że będzie to ostatnia rzecz w waszym życiu – w jej głosie niemal wibrowała wściekłość.
Nie życzył sobie, żeby się wtrącała. Chciał sam załatwiać swoje sprawy, jednak nie umiał jej tego wytłumaczyć.
- Naprawdę? Zamierza pani wezwać kilku zaprzyjaźnionych śmierciożerców, żeby nas wykończyli?
Oczywiście Potter, wybawca wszystkich i wszystkiego musiał rzucić jakże taktowną i wyważoną uwagę. Krawcowa musiała odegrać scenkę tragiczną, łapiąc się za serce i piszcząc. Ta cała sytuacja musiała i była co najmniej niesmaczna.
- Doprawdy, nie trzeba rzucać takich oskarżeń…mówić takich rzeczy…Proszę schować różdżki!
- Widzę, że jako pupilek Dumbledora masz fałszywe poczucie bezpieczeństwa, Harry Potterze. Ale Dumbledora może zabraknąć i kto wtedy cię obroni? – zastanawiał się czy ta uwaga jego matki była aluzją co do jego misji.
Rozmowa zbaczała w niebezpiecznym kierunku, jednak tylko bliznowaty miał odwagę zabrać głos. Ron tkwił w bezruchu, ze spłoszoną miną, a Granger wpatrywała się w Malfoya nieprzeniknionym wzrokiem. Nikt ze zgromadzonych nie potrafił sobie wyobrazić, jak wielki zamęt panował w jej głowie.
- Ojej…patrzcie…jego tu nie ma! Więc czemu by nie spróbować? Może znajdą podwójną celę w Azkabanie, dla pani i pani przegranego męża?
W Draconie zawrzało. Nikt nie miał prawa tak wyrażać się o jego ojcu. Wściekłość niemal go oślepiła, zakasał szatę i ruszył w kierunku Gryfona, już miał się na niego rzucić kiedy zahaczył o coś nogą, niemal się wywracając. Weasley wybuchnął śmiechem, a on jedynie posłał mu zabójcze spojrzenie. Coś mu się nie zgadzało, trzymał szatę, tak by się nie potknąć ktoś musiał rzucić zaklęcie. Rozejrzał się szybko po pokoju i mógłby przysiąc, że widział różdżkę, znikającą w kieszeni Hermiony.
- Nie waż się tak mówić do mojej matki Potter! – wycedził, patrząc wprost w zielone oczy.
- Uspokój się Draco. Myślę, że Potter spotka się ze swoim ukochanym Syriuszem prędzej niż ja z Lucjuszem.
Ta wypowiedź całkowicie rozjuszyła Wybrańca. Arystokrata musiał przyznać, że krew Blacków – genialnych strategów jest wyraźnie widoczna w postawie Narcyzy.
- Harry, nie! Zastanów się…nie wolno ci….wpadniesz w tarapaty – szatynka zawisła na ramieniu przyjaciela, z zaciętą miną.
Ślizgon pomyślał, że gdyby nie ona to pozostała dwójka wyleciałaby z Hogwaru z osiem razy. Właśnie ta jej perfekcja i dobro denerwowały go najbardziej.
- Ten lewy rękaw trzeba jednak trochę podnieść, pozwól, że… - Tymczasem sklepikarka, jak gdyby nigdy nic podeszła do niego i z całej siły dźgnęła igłą w rękę.
- Auuu! – zawył, odtrącając jej rękę – Patrz, gdzie wbijasz szpilki, kobieto! Matko…ja już jej nie chcę…
Ostentacyjnie ściągnął szatę przez głowę i cisnął pod nogi kobiety. Nie miał zamiaru ani minuty dłużej tkwić w jednym pokoju z chlubą Hogwartu. Miał ważniejsze zadania, niż leczenie kompleksów pupilka Dropsa.
- Masz rację, Draco. Teraz już wiemy, że do tego sklepu przychodzą same szumowiny…Lepiej chodźmy do Twilfitta i Tattinga.
Bez słowa pożegnania ruszyli do drzwi, za którymi natknęli się na zaskoczonego Hagrida. Malfoy, w ostatniej chwili zdołał zarejestrować wzrok Granger, w którym malowało się coś na kształt postanowienia.
Ten rok miał być zupełnie inny, a Dracon poprzysiągł sobie do listy rzeczy niewykonalnych, aczkolwiek wymaganych dopisać wnikliwą obserwację Gryfońskiej wersji Roweny Ravenclaw.
Póki co jednak, musiał realizować swój plan.


7 komentarzy:

  1. Hej.:)
    Rozdział cudowny. Pokazujesz relacje Dracona z matką, a to lubię. Szkoda tylko, że chłopak nie dorósł na tyle by mieć własne zdanie..
    Czekam na więcej,
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarze na moim blogu. Dziękuje, że zawsze miałaś czas by czytać i komentować to opowiadanie. Cieszę się, że ci się spodobało.:) Liczę też na to, że odwiedzisz mnie również na nowym blogu.

      Pozdrawiam,
      la_tua_cantante_

      amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
      dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

      Usuń
  2. pięknie.
    pięknie!
    Postaci wykreowane po mistrzowsku!
    Sprytnie wplecione fragmenty!
    Duże W + Pufek Pigmejski, jako nagroda od Ministerstwa Magii.

    A na www.well-you-are-quite-nice-you-know.blogspot.com czeka miniaturka!
    zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne! Draco zachowuje się w stosunku do matki jak....on. Jak zimny sukinsyn co misię naprawdę podaba. Akcja u Madame Malkin była bezbłędna. Nie mogę siè doczekać nastèpnego rozdziału. Pozdrawiam, White Tiger

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podobał mi się rozdział!
    Chcę jeszczeee :<
    Jednak najbardziej nie mogę się doczekać momentu kiedy będzie coś między Draco, a Hermioną iskrzyć ^^
    Super!
    Pozdrawiam <3
    ----------
    Nowy blog!
    Jeśli chcesz to zajrzyj, będę wdzięczna, z góry dzięki :D
    http://poczuj-magie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Po raz kolejny zostałaś nominowana do Liebster Award :)
    Szczegóły na www.well-you-are-quite-nice-you-know.blogspot.com

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że znalazłam tego bloga :) Nie mogę się doczekać rozwoju relacji, jakie na pewno zaistnieją między Hermioną i Draconem. Podoba mi się konsekwencja z jaką piszesz aby nie mijać się z oryginalną fabułą. Nie mogę się doczkekać kolejnego rozdziału, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Każdy Twój komentarz będzie czymś na kształt Patronusa osłaniającego mnie przed utratą chęci. Czytasz = komentujesz. Pamiętaj o tym, inaczej dementorzy bez litości wyssają moją autorską duszę.

Sowa

Harry Potter - Delivery Owl