Lumos!
Zacznę od tego, iż to były najwspanialsze komentarze, od początku mojej przygody z tym blogiem. Aż 6! Jestem zaskoczona i przeszczęśliwa! Dodały mi tyle motywacji, że usiadłam i napisałam rozdział. Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Wspaniali jesteście!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
*~*~*~*
Czasami człowiek doznaje uczucia kiedy wszystkie jego idee,
aspiracje i złudzenia się rozwiewają. Słodka bańka mydlana, otaczająca
misternie układany plan na każdy dzień upada, obalony zaledwie kilkoma
słowami. Chociaż chcesz, łzy nie płyną, a serce zamiast pulsować bólem staje
się wystygłą skorupą. Czasami ból jest dużo prostszy, niż poczucie
niespełnienia, niż świadomość że wszystko w co wierzyłeś jest absolutnie
bezsensowne.
Pierwszy września zbliżał się zdecydowanie zbyt szybko. Dni były
krótkie, a ciche i przepełnione wątpliwościami noce stawały się właściwie genezą
jego znienawidzonej egzystencji. Praktycznie od zawsze był zbliżony do świata
Śmierciożerców, a mimo to nie miał zielonego pojęcia, jak wygląda życie sługi.
Lucjusz nie mieszał do domu swoich „służbowych” spraw i chyba po raz pierwszy
był mu za to dozgonnie wdzięczny.
Samodzielnie wdrażał się w swoje zadania, co jakiś czas chodził na
zebrania kręgu i omawiał szczegóły powierzonej mu misji. Najczęściej
towarzyszyła mu Bellatrix, a Voldemorta nie zobaczył do końca wakacji. Najbardziej
martwiło go nagłe załamanie kontaktów z Narcyzą. Po powrocie z inicjacji,
zobaczywszy znak i usłyszawszy informacje o jego przydziale zniknęła w swoim
skrzydle i pokazywała jedynie na posiłkach. Z początku próbował jej szukać,
nawiązywać rozmowę ale na równi z odwagą zanikały w nim wszelkie inne emocje.
Rano zamykał się w bibliotece i zagłębiał w kolejne tomy, szukał i rozpaczliwie
błagał o łaskę.
Los jednak najwyraźniej nie zamierzał być całkowicie łaskawy.
Nadszedł dzień, w którym do drzwi rezydencji zapukał najmniej
spodziewany gość.
- Już, już idę – warknął w stronę jednego z portretów.
Był wściekły na cały świat, za wszystko co go spotykało,
rozdrażnienie i niewytłumaczalny żal oplotły swoimi mackami jego umysł,
pozbawiając wolnej woli.
Stanął w holu i z zaskoczeniem zlustrował owianą
ciemną szatą postać, stojącą na progu.
- Zamknij usta, bo zaczynasz mi
przypominać Pottera – warknął mężczyzna.
- Profesor, jak zwykle czarujący w swym
takcie – odparł, wybity z równowagi.
- Radzę nie zapominać o różnicy wieku i
pozycji Panie Malfoy – zaakcentował ostatnie słowa, mrużąc z dezaprobatą oczy.
Blondyn stłumił w sobie negatywne emocje
i pustym głosem odklepał regułkę, którą nakazywało dobre wychowanie.
- Zapraszam do salonu – bez słowa
odwrócił się na pięcie i skierował do centralnego punktu rezydencji.
Słyszał za sobą odgłos kroków
nauczyciela, co upewniało go, że nie zamierzał uciec. Wbrew pozorom lubił Snape’a
i nie chciał potraktować go aż tak obcesowo, niestety obcowanie z ludźmi
wyzutymi z sumienia i jakichkolwiek ludzkich odruchów go zmieniała i czuł to
bardzo wyraźnie. Zarazem nie chciał tego, jak również nie miał siły walczyć, ze
zmianami – zbyt mocno wpływało na niego otoczenie.
Zatrzymał się przed kominkiem i na
moment zapatrzył w ogień.
„Co gdyby tak wskoczyć i dać się strawić
płomieniom? Czy nie zatrzymałoby to na wieki irytującego zegara czasu?” –
dopiero chrząknięcie Severusa przerwało mu te smutne przemyślenia.
- Boisz się Draco?
- Napije się pan czegoś? – stanął do
niego bokiem, celowo nie patrząc w twarz.
- Herbaty – westchnął, rozpinając kilka
guzików pod szyją.
Przywołał skrzata i wydał mu polecenia,
mimo iż przeciągał ten moment najdłużej, jak się dało to nadszedł czas, kiedy
musiał spojrzeć w oczy mężczyzny.
- Po co pan właściwie przyszedł
profesorze? Nie potrzebuję, by ktoś się nade mną użalał – skrzyżował ręce na
piersi i zmrużył oczy.
Przez głowę bruneta przewijał się
niekontrolowany wodospad myśli i uczuć. Sądził, że to będzie całkiem normalna
rozmowa – przekaże informacje, uściśnie dłoń, pogratuluje i bez zbędnych
obiekcji odejdzie. Niestety wszelkie tego typu domniemania zniknęły bez śladu,
gdy tylko zobaczył wszystko co kryły za sobą dwie szare tęczówki,
przypominające srebrne sykle. W postaci pobladłego, przerażonego i zaszczutego
Dracona dostrzegł samego siebie, zaledwie kilka lat temu. Potrzeba bliskości,
nieme wołanie o pomoc – oczekiwania, którym nie potrafił sprostać. Nie
potrzebował kolejnej osoby o którą trzeba się martwić, a mimo to był pewny, że
wpakował się po same uszy. To że on sam nie miał ojca, do którego mógłby pobiec
z problemami i rozterkami sprawiało, że nastolatek był mu jeszcze bliższy. Z trudem
utrzymał na twarzy maskę chłodnego wyrachowania i starannie ważąc słowa zaczął
układać plan, rysujący się w jego umyśle.
- Nie mam czasu, by się nad kimkolwiek
użalać – stwierdził chłodno – Postaraj się wstrzymać negatywne emocje i
posłuchaj uważnie.
Kilka chwil nim arystokrata nieznacznie
skinął głową. Prawda była taka, że nauczyciel zamierzał wkroczyć na obszary jego osobowości, które nawet jego
samego napawały strachem. Nie padły takie słowa, ale niewerbalnie to czuł –
zarazem chciał tego i za wszelką cenę nie mógł do tego dopuścić.
- Znasz swoje zadanie?
- Mam zabić Albusa Dumbledor’a –
wyrecytował, bez mrugnięcia powieką – Sądziłem, że to Bellatrix jest moją „opiekunką”.
- Pani Lestrange jest bardzo zajęta i na
dzień dzisiejszy ja przejąłem jej obowiązki. Mam ci do przekazania kilka
istotnych słów od samego Lorda – zamieszał srebrną łyżeczką i pociągnął spory
łyk z filiżanki.
- Niech wuj nie bawi się ze mną w kotka
i myszkę – warknął, zapominając o początkowym dystansie – szczegóły
- Radzę ci się opanować. Śmierciożercy
nie mogą sobie pozwolić na zbędne emocje – ten młody człowiek nieziemsko go
irytował.
Malfoy prychnął lekceważąco i zajął się
swoją herbatą. Nie zamierzał dawać się traktować, jak dziecko. Nikt nie miał
pojęcia co on czuł, a tym samym nikt nie miał prawa mówić do niego tonem znawcy.
- Zabicie staruszka nie jest twoim
jedynym zadaniem. Czarny Pan najwyraźniej zadecydował, że na samym początku
rzuci cię na głęboką wodę. Musisz być pluskwą – położył dłonie na blacie i
pochylił się w stronę chłopaka.
- Czym? – zapytał, po raz pierwszy od
początku rozmowy realnie zaskoczony.
- Szpiegiem wewnętrznym. Plan, w który
nie mogę cię całkowicie wdrożyć przewiduje iż mniej-więcej pod koniec roku
szkolnego.. czerwiec, ewentualnie maj przejmiemy Hogwart.
- To nie możliwe. Są bariery ochronne –
ten pomysł był niemożliwy do wcielenia w życie. Nawet on, ze znikomą wiedzą na
temat zabezpieczeń zamku doskonale o tym wiedział.
- W każdym, nawet najlepszym systemie są
luki. Twoim zadaniem jest te luki odnaleźć. Czasu nie ma zbyt wiele – dokładnie
przyjrzał się reakcji blondyna.
Był zaskoczonym niewzruszonym wyrazem twarzy
i tą niespotykaną determinacją, wymalowaną na twarzy młodzieńca. Draco był
dobrym człowiekiem, miał zadatki na kogoś, kto może zakosztować w życiu
wszystkiego co najlepsze, niestety tym jednym, idiotycznym znaczkiem na
przedramieniu powoli zaczął odcinać sobie tą drogę. W tym momencie Mistrz
Elikisrów poczuł, że zrobi wszystko, byle tylko jego chrześniak nie skończył
jak on sam.
- Nie dasz rady zrobić tego sam.
- Nie możesz mieć o tym pojęcia! Nie
wiesz, jaki jestem! Nie znasz mojej siły! On wybrał MNIE! MNIE, ROZUMIESZ?! –
no i oczywiście puściły hamulce.
Nie chciał pokazać tego co w nim
drzemało, ale Severus zniszczył zaporę, która powstrzymywała wszystkie te
wyrzuty, żale i całą gorycz zebraną pod skórą. W efekcie niczym bomba z
czujnikiem wybuchł, przy najmniejszym ruchu.
- Uspokój się, bo będę musiał uraczyć
cię Perfictus Totalus – wysyczał,
wbijając mu różdżkę w grdykę – wiem, że wybrał ciebie. Nie sądzisz że to zemsta
za czyny twego ojca?
Naprawdę trudno być zimnym gnojkiem - nikt
inny nie mógł wiedzieć tego lepiej niż Snape. Chciał powiedzieć chłopcu
wszystko o czym myślał, co czuł i jakie miał wątpliwości, jednak do cholery!
Był sobą, a gra pozorów była nieodłączną częścią jego życia. Czasami naprawdę
nienawidził tego, że został nauczycielem. Niewątpliwie bowiem łączyło go to
emocjonalnie z całą masą ludzi. Nie zdawał sobie jednak sprawy, jak ta jego chłodna
powierzchowność wpłynęła na wściekłego arystokratę.
To zaskakujące, jak różne są ludzkie
osobowości. Na przykład Dracona Malfoya uspokajała obojętność, a nawet pogarda.
Dlatego też oziębłość i irytacja dorosłego sprawiła, że w błyskawicznym tempie
zniknęły jakiekolwiek oznaki rzeczonego wybuchu. Powoli osunął od siebie
magiczny atrybut profesora i ponownie zajął swoje miejsce.
- Ma pan jakieś sugestie, jak poradzić
sobie z moją niekompetencją? – zapytał cicho.
Ślizgon stwierdził, że nigdy nie
zrozumie nastolatków. Pozwolił sobie nawet, na uniesione protekcjonalnie brwi,
które miały być oznaką zaskoczenia.
- Nie przeczę twojej dojrzałości Draco.
Dlatego też sądzę, że powinieneś podejść do wielu rzeczy dojrzalej. Wrócisz do
Hogwartu, nastawiony wrogo do większości ludzi, jest to naturalne. Powinieneś
jednak rozejrzeć się dokładnie odrzucając wcześniejsze kryteria – potrzebujesz pomocy.
Sojusznika i kogoś, komu poniekąd powierzysz swój los. Powodzenie twojej misji,
nie może zależeć jedynie od ciebie.
- Obawiam się, że nie rozumiem…
- Ludzie nie dzielą się na tych, których
lubisz i których nie lubisz. Ludzie dzielą się na tych, którzy mogą okazać się
pomocni i bezużyteczne śmieci.
- Mam się bratać na przykład, z wrogiem?
– szeroko otworzył oczy, przekrzywiając głowę.
Irytowało go, że nauczyciel mówi
półsłówkami. Dodatkowo dostrzegał powoli, iż ta misja może zmienić nie tylko
jego psychikę, ale towarzystwo i osobowość.
- Osoba, która jest pomocna nie jest w
rzeczywistości wrogiem.
- Sugeruje wuj kogoś konkretnego?
- Musisz zapamiętać dwie rzeczy. Po
pierwsze: kobiety angażują się emocjonalnie dużo bardziej niż mężczyźni. Po
drugie: korzystaj z atutów, którymi obdarzyła cię natura, jakkolwiek to
zabrzmi.
Z tymi słowami gwałtownie powstał i
rzucił przeciągłe spojrzenie na zegar.
- Muszę iść, pozdrów matkę i postaraj
się zrozumieć jej położenie.
Skinął głową i odprowadził gościa do holu.
Patrzył, jak Severus ubiera płaszcz i szykuje się do wyjścia. Jego wizyta
pomogła się uspokoić i ukazała światełko w tunelu, wierzył że ma szansę na
powodzenie.
- Dziękuję – wyszeptał.
Ślizgoni nie dziękują, ani podziękowań
nie oczekują, toteż oboje panowie byli dość zaskoczeni zawisłymi w powietrzu
słowami. Profesor nie komentując tego faktu otworzył drzwi i po raz ostatni
spojrzał na ucznia.
- Jesteś wężem. My atakujemy z ukrycia.
Odszedł, ciągnąc za sobą nadymającą się
od wiatru szatę i poprawiając opadające na twarz włosy. Jego życie było
właściwie ironicznym żartem losu. Uznał, że to jedyne, a zarazem najbardziej
absurdalne wyjście, jakie ma do wyboru, chcąc uchronić szesnastolatka, przed
swoim własnym losem. Nie był pewny, czy prawa Murphiego okażą się dlań
dostatecznie łaskawe – bo czy można zapobiec powtórce sprzed kilkudziesięciu
lat, wplatając w losy tego młodego człowieka pewną Gryfonkę, z burzą rudawych
włosów?
On sam wszak zaczynał podobnie, miał
jednak skrywaną nadzieję iż blondyn zupełnie inaczej wykorzysta swoją szansę.
Westchnął i musnął, spoczywającą w kieszeni kopertę. Póki co świat, jakby
zaprzysiągł się pomóc mu wcielać plan w życie. Pierwszym etapem była wizyta w
domu niejakiej Panienki Granger.
Hej.:)
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny. Draco i ta myśl samobójcza.. Coś nowego. Pięknie ukazujesz tą postać, jest taka pełna sprzeczności. Jestem ciekawa koljenych części, może one coś więcej powiedzą, bo jak na razie mało zdradzasz.:) No i czekam na Dramione.:)
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
PS. Czuję się wyróżniona, dziękuję.:))
Cuuudowwwne ! <333
OdpowiedzUsuńAch czekam na następny z niecierpliwością !
Te porady Snape'a ; >
Takie tajemnicze i niezbędne ; D
Niezła była ta rozmowa ;D
Pozdrawioam ! <3
http://thevioletstory.blogspot.com/
Świetne.:D
OdpowiedzUsuńCudo kojarzy mi się z moim ulubionym blogiem "lubie gdy jestes obok" tam jest ze Hermi pomaga Draco naprawic szafe ta ktora potem wejda smierciozercy do zamku wydaje mi sie ze masz podobny pomysl :D wiem ze skonczylas bloga ale moze jeszcze tu zagladasz ...
OdpowiedzUsuń