Zostawiam rozdział, smacznego!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
*~*~*
To tragiczne, jak diametralnie potrafi się wszystko zmienić, kiedy człowiek
podejmie jakąś decyzję. Niektórym wyrastają przysłowiowe skrzydła, innym wręcz
przeciwnie. Jedni wznoszą się trzy metry nad niebem, zaś inni kulą ze strachem.
Czasem jest to uwarunkowane genezą tejże decyzji, ale nie zawsze.
Podjęcie decyzji równocześnie poszerza i zawęża horyzonty, ukazuje jak
wiele możemy mając sprecyzowane pragnienia, a zarazem przeraża niemożnością
odwrotu. Fakt określenia się otwiera przed nami jasną i klarowną drogę, do
przyszłości.
Od kiedy Draco całkiem oficjalnie przyjął piętno Voldemorta, jego
świat…wyblakł. Wszystko wokół straciło kolory, smak, praktyczny wyraz. Nawet
złociste promienie letniego słońca, które cudem przedarły się przez warstwę
chmur, zgromadzonych na niebie w jego oczach były całkiem przeźroczyste. Czarny
Maxus, sunął ulicą, za szybą przewijały się cuda architektoniczne magicznego
Londynu, a on jak gdyby nigdy nic opierał czoło o szkło. Gdzieś z tyłu głowy,
miażdżona przekonaniami tliła się jednak myśl „Merlinie. Jak tu pięknie”.
Pierwszy raz w życiu pokonywał drogę na dworzec przez niemagiczną część
miasta. Wiązało się to ze skomplikowanymi procedurami, dotyczącymi teleportacji
i sieci fiuu. Żeby przedostać się przez kominek należało co najmniej miesiąc
wcześniej złożyć odpowiedni wniosek, którego wypełnienie zajmowało godzinę.
Doliczając kolejki i zły humor sekretarek łatwiej było o audiencję u
samego Slytherina. W razie nie złożenia go, w trybie natychmiastowym trafiało
się na przesłuchanie. Oczywiście dało się to jakoś ominąć, jednak nie chcieli
ryzykować, znając swoje grzeszki. Skrytka w Banku Gringotta (wypełniona
po brzegi), umożliwiała wynajęcie tego cuda magotechniki, więc właściwie czemu
by z tego nie skorzystać?
Tym prostym sposobem siedział na skórzanym fotelu, patrząc na London Eye,
spod przymrużonych powiek. Dryfując na fali przemyśleń, obracał w palcach
różdżkę i usiłował wyobrazić sobie nadchodzący semestr. Ciche westchnienie
wyrwało się z jego piersi, kiedy smukła sylwetka King’s Cross zamajaczyła na
tle błękitnego nieba. Narcyzna nie odzywała się nawet słowem, wyraźnie spięta
patrząc przed siebie. Nie rozmawiali od czasu awantury na Pokątnej, nawet nie
jadali razem posiłków. Oddalali się z każdą minutą coraz bardziej i oboje
zdawali sobie z tego sprawę.
Samochód miękko zahamował na parkingu. Chłopak wziął głębszy wdech i
wyskoczył na bruk, po czym szybko umieścił swój drogi kufer na wózku. Pani
Malfoy stanęła kilka kroków dalej i patrzyła na jego poczynania. Kiedy był
gotowy ruszyli razem do wejścia. Mijali mnóstwo ludzi, z których twarzy można
było wyczytać tak wiele. Zaskoczony zauważył, że matka zatrzymała się, przed
szklanymi drzwiami na peron.
-- Udanego roku szkolnego Draco. Pisz często – wyszeptała, wykonując gest,
jakby chciała pogładzić go po włosach. W ostatniej chwili cofnęła dłoń.
Tak więc tutaj przyszło im się pożegnać w tym roku. Możliwe, że nigdy już
się nie zobaczą, że nigdy nie powiedzą sobie ani słowa…żegnali się przed
wejściem do gmachu. Sam zgotował sobie taki los i wiedział o tym doskonale.
Przełknął gorycz i skinął lekko głową.
-- Do zobaczenia – zacisnął nerwowo palce na rączce wózka. Coś na kształt
poczucia winy irytująco dźgało go w okolicach serca. Odgonił wyrzuty sumienia i
ruszył przed siebie.
W ten dokładnie sposób rozpoczynał się jego bieg ku przyszłości.
Nie musiał się rozpędzić, delikatnie popchnął bagaż na barierkę, by po
chwili znaleźć się na Peronie 9 i ¾ . Było to chyba jedyne miejsce, które mimo
wszystko nie straciło uroku i niespotykanej magicznej aury. Biała para kłębiła się
wokół czerwonej lokomotywy, przetykana bańkami mydlanymi, wyczarowanymi przez
jakiegoś mężczyznę – ku uciesze pulchnego dzieciaka. Z pobliskiej cukierni
dobywał się zapach najróżniejszych smakołyków, które rodzice siłą wciskali
swoim pociechom na podróż. Ludzie chodzili w zbitych grupkach, jednak pozwalali
sobie na spontaniczne łzy, czy wybuchy śmiechu. Ostatni skrawek normalności –
tak najkrócej dało się określić atmosferę peronu.
Postanowił skorzystać, z tego że jest jednym z pierwszych i zająć przedział
w Ślizgońskiej części pociągu. Z wysoko uniesioną głową mijał kolejne drzwi,
nie zwracając uwagi na nielicznych uczniów. Wreszcie zdecydował się wsiąść do
jednego z pomieszczeń i wrzucić kufer na półkę. Rozejrzał się dokoła
zastanawiając do jeszcze powinien zrobić. Oparł się o blat niewielkiego
stoliczka pod oknem i wyjrzał na zewnątrz.
Tłum powiększył się stanowczo, jednak w morzu głów nie potrafił odnaleźć
ani jednej znajomej twarzy. Zastanawiał się ilu z zebranych uda się wrócić do
domu i kto jest jego deską ratunku, o której wspominał Snape. Pogrążony w
przemyśleniach nie zauważył nawet, że ktoś wślizgnął się za nim do przedziału.
Szczupłe ramiona oplotły jego szyję, a charakterystyczny zapach owiał
twarz. Nie minęła minuta a usłyszał cichy szept, tak mocno działający na jego
zmysły.
-- Tęskniłeś Smoku? – tajemnicza nieznajoma delikatnie przygryzła płatek
jego ucha. Zamruczał, szybko się odwracając, tak by to ona znalazła się przy
oknie.
-- Zachodzenie smoka od tyłu grozi poparzeniem – stwierdził, z
sarkastycznym uśmiechem.
-- Nie gadaj tyle – burknęła, wciskając mu na usta płomienny pocałunek.
Jego dłonie niecierpliwie przebiegły po plecach dziewczyny, zatrzymując się
na jej łopatkach. Nie pozostawała mu dłużna, z pasją zatapiając palce w jego
platynowych włosach. Ich języki tańczyły w tańcu pożądania, który wyrażał w
sobie całą tęsknotę i żądzę, która w tym momencie władała ich umysłami.
Minęły wieki nim wreszcie się od siebie oderwali. Draco z lekkim uśmiechem
spojrzał na jej zarumienione policzki i radość w ciemnych oczach.
-- Tęskniłeś Dracusiu? – zapytała, wprost w jego ucho.
-- Jedyna osoba, za którą on tęskni jestem ja – kpiący głos Zabinniego
uniemożliwił blondynowi udzielenie odpowiedzi. Ślizgoni zajęci sobą nie
zauważyli nawet, kiedy ich kolega niepostrzeżenie rozsiadł się na jednym z
foteli.
-- Śnisz – arystokrata przewrócił oczami, wypuszczając Pansy ze swoich
ramion.
-- Zawsze musisz się objawić w najmniej odpowiednim momencie – warknęła
brunetka, patrząc z niechęcią na ciemnoskórego.
-- Siadam w przedziale z Draco od pierwszej klasy. Wybacz ale mogę chyba
stwierdzić że byłem pierwszy – całkowicie ignorując jej oburzoną minę wydobył z
torby książkę i zaczął lekturę. Naburmuszona Ślizgonka nie odezwała się więcej
ani słowem, ze skrzyżowanymi na piersiach rękami wciskając w najdalszy kąt.
Malfoy tymczasem spojrzał na nich z przyganą w oczach i westchnął
teatralnie. Nie było sensu wychodzić, na zewnątrz bo tłok stawał się nie do
zniesienia. Nie widząc innej opcji opadł na siedzisko, biernie oczekując
odjazdu. Chwilę później przyszli Crabbe i Goyle, z całą torbą słodyczy i innych
atrybutów, mających umilić im podróż. Rozmowa zaczęła się rozkręcać, a oni
nawet nie zauważyli kiedy pociąg szarpnął i ruszył.
Tylko blondyn, z nieobecnym wyrazem twarzy patrzył, jak stacja staje się
coraz mniejsza, by finalnie zniknąć. Rozpoczęło się jego zadanie, co znaczyło
że zostawił za sobą dzieciństwo i beztroskę. Skarcił się za swoją sentymentalność
i odwrócił do przyjaciół, zachowując twarz pokerzysty.
-- Właściwie – zaczął Vincent, wpychając do ust czekoladową żabę – Draco,
dlaczego nie jesteś na zebraniu Prefektów?
Wszyscy zwrócili na niego spojrzenia, z zainteresowaniem oczekując
odpowiedzi. Ignorując zniecierpliwienie towarzyszy leniwie wyciągnął się na
swoim miejscu, mrużąc oczy.
-- Nie interesuje mnie marnowanie czasu z ludźmi pokroju Szablozębnej
Szlamy i Rudego biedaka, w dodatku pod czujnym okiem McSztywnej.
-- A co jak dostaniesz szlaban? – zapytała lekko zapowietrzona Pansy.
-- On i szlaban? – Zabini prychnął pogardliwie – Snape na to nie pozwoli.
To stwierdzenie skutecznie zamknęło wszystkim usta. Crabbe i Goyle wrócili
do wertowania Magicznego komiksu, Blaise książki, a brunetka zgrabnie zaczęła
rozprowadzać lakier na swoich zadbanych paznokciach. W pewnym momencie do uszu
chłopaka dobiegło coś na kształt warknięcia, połączonego z syknięciem. Szybko
podniósł głowę, za szybą napotykając dwie, znienawidzone twarze.
-- Wieprzley i Granger! Jak miło, że wpadliście! – zapiał, poklepując
miejsce obok siebie – No dalej! Łasic, stać cię chyba żeby odpowiedzieć? A no
tak, zapomniałem ciebie nie stać na nic – wszyscy zgodnie parsknęli śmiechem,
podczas gdy Gryfon zaczerwienił się po cebulki swoich rudych włosów.
Hermiona tymczasem delikatnie położyła mu dłoń na ramieniu i cicho
wyszeptała coś do ucha. Popychając go nieznacznie ruszyła przed siebie.
-- Nie wierzę, że słynne Gryfki są aż tak tchórzliwe – krzyknął, chcąc by
usłyszała. Dziewczyna tymczasem najspokojniej w świecie odwróciła się w jego
stronę i racząc go TYM irytującym spojrzeniem uniosła dłoń w geście, jakiego
nigdy by się po niej nie spodziewał.
Z szeroko rozdziawionymi ustami patrzył, jak znika razem z Ronaldem, nie
odwracając się ani razu. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że nikt poza
nim nie zobaczył na co stać Panienkę Wybitną.
-- A to ci dopiero – mruknął do siebie, lustrując dokładnie czubki swoich
butów. Nie przyjechali jeszcze nawet do Hogwartu, a ta szlama zdążyła już
wkurzyć go do granic możliwości.
-- Że też muszą chodzić parami. Gdyby nie ta cała Granger można by się
świetnie zabawić – stwierdził Blaise, uśmiechając się Ślizgońsko.
W tym momencie drzwi przedziału ponownie się otworzyły, a na progu stanęła
mocno spłoszona krukonka, patrząca na nich z jawnym strachem.
-- Czego? – burknął Goyle.
-- M-mam to doręczyć Blaisowi Z-zabinniemu – wyjąkała.
Ciemnoskóry wydarł jej kopertę z dłoni i spiorunował wzrokiem o
temperaturze zera absolutnego. Przerażona dziewczynka wypadła z pomieszczenia z
szokującą prędkością.
-- Co to? – zapytał Malfoy, nachylając się ku przyjacielowi.
-- Slughorn chce, żebym stawił się u niego w przedziale – odparł obojętnie.
-- Po co? – dociekała Parkinson.
-- Nie wiem. Może chce czegoś od mojej matki? – wzruszył ramionami i
poprawił koszulę.
-- Wybierasz się? – Draco dokładnie obserwował jego ruchy.
-- Ja w przeciwieństwie do ciebie wolę sobie urabiać nauczycieli, w każdej
możliwej sytuacji – syknął, zamykając za sobą wejście do przedziału.
Tajemnicze zaproszenie skutecznie wybiło młodego arystokratę z rytmu. Nie
potrafił się skupić na niczym, począwszy od rozmowy, na grze w Eksplodującego
Durnia skończywszy. Kiedy nie potrafił już dłużej usiedzieć na miejscu
postanowił wybrać się na krótki spacer. Odprawił Pansy, gotową mu towarzyszyć i
schowawszy ręce do kieszeni niespiesznie zaczął przemierzać pociąg. Wszędzie
roiło się od napalonych fanek Pottera, gotowych skoczyć przez okno dla jego
jednego spojrzenia. Minęło sporo czasu, nim wreszcie znalazł pusty załom, w
którym mógł odetchnąć. Uchylił okno i pozwolił by chłodny wiatr pieścił jego
twarz. Myślał o wszystkim i o niczym. Zastanawiał się, jak rozegrać to wszystko,
jak dokonać niemożliwego. Kolejny raz rozważał słowa Snape'a, kiedy zza ściany
dobiegł go znajomy głos.
-- Za blokowanie przejścia i ignorowanie poleceń Prefekta Ravenclav,
Hufflepuf, Slytherin i Gryffindor tracą po pięć punktów! Natychmiast proszę się
rozejść! Jak Merlina kocham zawołam waszych opiekunów.
Uśmiechnął się lekko do siebie. Całkiem zapomniał, że też miał możliwość
odejmowania punktów. Los chciał, że ten uśmiech zobaczyła zziajana i wściekła
Hermiona Granger.
Wyraźnie zmęczona przeciskaniem się przez tłum, zauważając pustą
powierzchnię chcąc odpocząć przywarła do ściany. Wzięła kilka głębszych
oddechów dopiero po chwili zauważając niechcianego towarzysza.
-- Malfoy, co ty tu robisz? – warknęła niechętnie.
-- Stoję, tak najprościej mówiąc. Dodam też, że zastanawiam się czy nie
skleić ci palców – poczuł mściwą satysfakcję, widząc wpływające na jej policzki
rumieńce.
-- Nie prowokuj mnie. Jestem już dostatecznie wyprowadzona z równowagi, nie
trzeba mi pretekstu by jakoś porządnie cię przekląć – wysyczała, unosząc brwi.
-- Wolne sobie. Taka szlama, jak ty…
-- Oh błagam! Zmień płytę! – uniosła ręce w górę, kręcąc głową.
-- Co? – był kompletnie zdezorientowany jej wypowiedzią.
-- Mówię, że znam już tę obelgę. Mógłbyś wysilić się na coś nowego,
ciekawszego niż w kółko „szlama”. Nudzę się Malfoy – popatrzyła mu prosto w
oczy – Chyba, że pogłoski o twoim ograniczeniu umysłowym są prawdziwe –
zawiesiła głos, uśmiechając się wrednie.
Przez chwilę myślał gorączkowo, w jaki sposób obrazić ją dotkliwie i
nieodwracalnie. Już przygotował kilka wyszukanych epitetów, kiedy do jego
umysłu wpłynął szatański pomysł.
-- Dobrze Granger. Punkt dla ciebie – skinął w jej stronę lekko i z miejsca
pochwalił się za to posunięcie. Widok jej szczęki, uderzającej z łoskotem o
podłogę był warty każdej ceny.
-- C-czy ja się przesłyszałam? Czyżbyś właśnie przyznał mi rację?
-- Jesteśmy tu sami. I ja i ty wiemy, że jestem tym lepszym. Nie mam komu
tego udowadniać, więc po co odstawiać tę szopkę? – wzruszył ramionami i
poprawił włosy. Postanowił zostawić ją w tym miejscu, z tym bezdennym szokiem
pod warstwą siana, zwanego włosami.
Odwrócił się zgrabnie i już miał ruszyć do przedziału, kiedy usłyszał jej
słowa. Pełne wahania i wątpliwości.
-- Malfoy, uważaj na słowa. Nigdy nie wiesz kto patrzy, a tym bardziej kto
słucha – wyrzuciła to z siebie, jak najgorszy grzech.
Chłopak siłą zamaskował uczucia, nie chciał by wiedziała że poczuł się
właśnie, jak rażony piorunem. Nie odwracając się nawet na chwilę ruszył biegiem
do przedziału. W mgnieniu oka wparował do miejsca, gdzie siedzieli jego
towarzysze.
-- Gdzie... – zaczęła Pansy, jednak nie pozwolił jej dokończyć.
-- To moja sprawa. Blaise już… - odpowiedź na jego pytanie, w jednej chwili
zmaterializowała się w wejściu.
Ciemnoskóry obrzucił ich chłodnym spojrzeniem i szarpnął za klamkę chcąc
zamknąć drzwi, niestety bezskutecznie.
-- Co jest z tymi drzwiami – zdenerwował się Zabini, raz po raz uderzając w
niewidzialną przeszkodę. Nagle chłopak stracił równowagę i jak długi runął na
kolana Goyla.
Ślizgoni z miejsca zaczęli obrzucać się wyzwiskami, nie szczędząc przy tym
wulgarnych gestów i komicznych grymasów. Co innego jednak przyciągnęło uwagę
Dracona, a mianowicie fragment białego adidasa, szybującego w kierunku półki na
bagaże i znikający w powietrzu. Chłopak zamrugał dwukrotnie, sprawdzając czy nie ma przywidzenia.
Zrzucając winę, na stres i przemęczenie zachichotał cicho, rozciągając się na
dwóch siedzeniach i kładąc głowę na podołku Parkinson. Dziewczyna z czułością
odgarnęła z jego czoła platynowe kosmyki, uśmiechając się z wyższością, jakby
każdy jej zazdrościł. Kołyszące się pod sufitem lampy rzucały na tę scenkę
jaskrawe światło.
--Ej, Zabini – odezwał się Malfoy – to czego chciał ten Slughorn?
-- Po prostu próbował urobić sobie ludzi, którzy mają dobre znajomości –
odrzekł, łypiąc groźnie na Goyla – ale wielu takich nie znalazł.
-- Kogo jeszcze zaprosił?
-- McLaggena z Gryffindoru.
-- No tak, jego wujek to szycha w ministerstwie – zauważył, mimochodem.
--…i takiego jednego z Ravenclawu , nazywa się Belby…
-- Jego? To przecież palant! – zawołała Pansy.
--…i Longbottoma, Pottera, i tę siuśkę Weasley – zakończył Zabini.
Malfoy usiadł nagle, odtrącając rękę dziewczyny.
-- Zaprosił LONGBOTTOMA?
-- No, chyba tak, skoro Longbottom tam był – odrzekł obojętnie brunet.
-- Ale co Slughorna w nim zainteresowało?
Chłopak wzruszył ramionami.
-- Potter, ten słynny Potter...No tak, chciał sobie popatrzyć na Wybrańca. Ale ta Weasley! Co w niej takiego wyjątkowego?
-- Wielu chłopakom się podoba - powiedziała Ślizgonka, kątem oka obserwując reakcję blondyna. Bawiła go z tą swoją wieczną zazdrością, ale musiał przyznać, że równocześnie bardzo mu to schlebiało.
-- Ej, Blaise, tobie też, a wszyscy wiemy, że ciebie trudno zadowolić!
-- Nie dotknąłbym takiej małej, plugawej zdrajczyni własnej krwi, choćby nie wiem jak wyglądała - odparł chłodno brunet, co wyraźnie ucieszyło Pansy.
Malfoy ponownie opdł na jej podołek i pozwolił gładzić sobie włosy.
-- Fakt, Slughorn nie ma najlepszego gustu. Może trochę dziecinnieje. Szkoda, mój ojciec zawsze mówił, że za jego czasów to był wielki czarodziej. Ojciec należał do jego ulubieńców. Slughorn pewnie nie wiedział, że jestem w pociągu, albo...
-- Na twoim miejscu nie liczyłbym na zaproszenie - powiedział Zabini, wyzywająco patrząc mu w oczy - Zapytał mnie o ojca Notta. Musieli się kiedyś przyjaźnić, ale jak usłyszał, że go schwytali w ministerstwie, nie wyglądał na zachwyconego, no i Notta nie zaprosił, nie? Chyba nie chce mieć do czynienia ze śmierciożercami.
Słowa przyjaciela uderzyły go do żywego. Miał ochotę wszyskim im powiedzieć, jak wiele znaczy, jak ważne zadanie mu powierzono. W jednym momencie był wściekły na nich wszystkich, na tych marnych idiotów, nie mających zielonego pojęcia, jak wiele niżej od niego się znajdują. Nic nie stało na przeszkodzie, by powiedzieć im wszystko, a jednak tego nie zrobił. Powód był irracjonalny, a zarazem absurdalnie prosty - Granger. Wszechwiedząca i nieskazitelnie dobra Granger. Szlama i jego wróg. Nie miał żadnych powodów by jej zaufać, a równocześnie było coś takiego w tonie jej głosu co podpowiadało mu, że tym razem powinien to zrobić. Jeżeli ktoś by go podsłuchał, cały plan ległby w gruzach. Nie mógł tyle ryzykować, nie w tej sprawie.
-- A co mnie tam obchodzi, z kim on chce mieć do czynienia, a z kim nie. W końcu to tylko głupi nauczyciel. - Ziewnął ostentacyjnie. - W przyszłym roku może mnie w ogóle nie być w Hogwarcie, więc nie zależy mi na tym, czy jakiś stary emeryt mnie lubi, czy nie.
-- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała Pansy, przerywając głaskanie jego włosów.
-- No wiesz, nigdy nic nie wiadomo - odrzekł, z cieniem uśmiechu. - Może zajmę się...
Zawahał się. To była idealna sytuacja, by pokazać im ile naprawdę znaczy, a jednak nie był w stanie wyrzucić z głowy słów tej podłej Gryfonki. Czy te ściany mogły mieć uszy?
--...ee ważniejszymi sprawami - zakończył wreszcie.
-- Masz na myśli JEGO?
Serce zabiło mu żywiej. Że też dziewczyna wybrała sobie akurat ten moment na ukazanie swej domyślności i dociekliwości. Powoli docierało do niego, że podobną grę pozorów będzie zmuszony kultywować przez najbliższe miesiące.
-- Matka chce, żebym ukończył szkołę, ale JA uważam, że w dzisiejszych czasach nie jest to takie ważne. No bo sami pomyślcie... - kolejna pauza, kolejne myśli. Jak wiele mógł zdradzić? - ...czy kiedy Czarny Pan odzyska władzę, będzie się pytał, kto ile dostał sumów, czy owutemów? Jasne, że nie...A co będzie się liczyło? Kto co dla niego zrobił, kto mu był naprawdę oddany.
-- I co, uważasz, że możesz coś dla niego zrobić? TY? Nie przesadzaj, masz dopiero szesnaście lat i nie jesteś jeszcze w pełni wykwalifikowanym czarodziejem.
Wściekłość powoli zalewała jego umysł, a znak kolejny raz stawał się gorący. Traktowali go, jak dzieciaka, który nie ma zielonego pojęcia co mówi. Prawda mogła ich powalić na kolana.
-- Nie słyszałeś, co powiedziałem? Może jego nie obchodzą moje kwalifikacje? Może to, na czym mu zależy, wcale nie wymaga specjalnych kwalifikacji?
Crabbe i Goyle rozdziawili gęby, jak gargulce. Pansy wpatrywała się w niego, jak w obraz. Nie chciał kolejnych pytań, powiedział zdecydowanie za dużo, co spowodowane było irytacją, jaka go opanowała. Wziął dwa głębsze wdechy i wyjrzał przez pociemniałe okno.
-- Widać już Hogwart - rzekł, rozładowując zaistniałe napięcie - Lepiej się przebieżmy.
Kiedy Goyle ściągał swój kufer, od strony półki dobiegło coś na kształt syknięcia. Zaskoczony Draco błyskawicznie spojrzał w tamtym kierunku. Słowa Granger powróciły ze zdwojoną siłą.
Chłopak spokojnie nałożył szkolną szatę, zamknął kufer i zawiązał pod szyją swoją nową pelerynę. Pociąg zwolnił zgrzytając i szarpiąc.
Korytarze znów wypełniły się uczniami. W końcu pojazd szarpnął ostatni raz i stanął. Goyle rozsunął drzwi i zaczął się przepychać łokciami przez tłum drugoroczniaków, torując drogę Crabbe'owi i Zabiniemu.
Blondyn kolejny raz spojrzał na półkę bagażową. Musiał to sprawdzić, w innym wypadku tajemniczy obserwator pozostałby nie tylko nieznany, ale i nieuchwytny.
-- Ty idź - zwrócił się do Parkinson, która czekała na niego z wyciągniętą ręką. - Muszę coś sprawdzić.
Dziewczyna wyszła, pozostawiając go samego. Zdawał sobie sprawę, że musi rozegrać wszystko bez najmniejszego uchybienia. Powoli podszedł do drzwi i ściągnął w dół zasłony, żeby nikt nie mógł zajrzeć do środka. Następnie pochylił się nad kufram i otworzył go. Za sobą usłyszał dyszenie, dość szybko skojarzył fakty i bez najmniejszych wątpliwości odwrócił się, rzucając zaklęcie.
-- Perfictus totalus!
Z przerażająctm łoskotem coś zwaliło się z półki, uderzając o ziemię. Po chwili oczom Malfoya ukazał się nikt inny, jak Potter. Skurczony, w pozycji embrionalnej i gapiący się na niego, z tym swoim charakterystycznym przerażeniam. Granger miała rację, wszystko słyszał, od samego początku. Poczuł, jak po całym jego ciele rozpływa się furia, pomieszana z przerażeniem.
-- Tak myślałem - usłyszałem cię, jak Goyle ściągał kufer. I chyba zobaczyłem, jak coś białego mignęło w powietrzu, kiedy wrócił Zabini... - spojrzał na śnieżne buty Wybrańca - To ty zablokowałeś drzwi, kiedy Zabini chciał je zamknąć, tak?
Z ulgą stwierdził, że Gryfon słyszał tak małą część całej konwersacji. Nie zmieniało to jednak faktu iż należała mu się kara.
-- Nie usłyszałeś niczego ważnego, Potter. Ale skoro już cię tu nakryłem... - z całej siły kopnął go w twarz, wyładowując swoją frustrację - to za mojego ojca. A teraz - wyciągnął pelerynę spod jego ciała i starannia okrył swoją ofiarę.
-- Myślę, że nikt cię tu nie znajdzie, póki pociąg nie ruszy do Londynu - powiedział spokojnie - No, to do zobaczenia Potter, chyba...żebyśmy się już nie zobaczyli.
I wyszedł z przedziału, na zwieńczenie swego dzieła przechodząc po palcach Gryfona.
Szybko złapał ostatni powóz i ruszył do zamku. Wchodząc do Wielkiej Sali napotkał spojrzenie Graner, która lustrowała go z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Nie miał pojęcia co ona knuje, jednak przysiągł sobie się tego dowiedzieć. Nie spuszczał z niej oka, nawet zasiadając do stołu.
Snape miał rację. Nikt z nich w tym roku nie będzie sobą. Teraz należy tylko dobrze to wykorzystać.
-- Wielu chłopakom się podoba - powiedziała Ślizgonka, kątem oka obserwując reakcję blondyna. Bawiła go z tą swoją wieczną zazdrością, ale musiał przyznać, że równocześnie bardzo mu to schlebiało.
-- Ej, Blaise, tobie też, a wszyscy wiemy, że ciebie trudno zadowolić!
-- Nie dotknąłbym takiej małej, plugawej zdrajczyni własnej krwi, choćby nie wiem jak wyglądała - odparł chłodno brunet, co wyraźnie ucieszyło Pansy.
Malfoy ponownie opdł na jej podołek i pozwolił gładzić sobie włosy.
-- Fakt, Slughorn nie ma najlepszego gustu. Może trochę dziecinnieje. Szkoda, mój ojciec zawsze mówił, że za jego czasów to był wielki czarodziej. Ojciec należał do jego ulubieńców. Slughorn pewnie nie wiedział, że jestem w pociągu, albo...
-- Na twoim miejscu nie liczyłbym na zaproszenie - powiedział Zabini, wyzywająco patrząc mu w oczy - Zapytał mnie o ojca Notta. Musieli się kiedyś przyjaźnić, ale jak usłyszał, że go schwytali w ministerstwie, nie wyglądał na zachwyconego, no i Notta nie zaprosił, nie? Chyba nie chce mieć do czynienia ze śmierciożercami.
Słowa przyjaciela uderzyły go do żywego. Miał ochotę wszyskim im powiedzieć, jak wiele znaczy, jak ważne zadanie mu powierzono. W jednym momencie był wściekły na nich wszystkich, na tych marnych idiotów, nie mających zielonego pojęcia, jak wiele niżej od niego się znajdują. Nic nie stało na przeszkodzie, by powiedzieć im wszystko, a jednak tego nie zrobił. Powód był irracjonalny, a zarazem absurdalnie prosty - Granger. Wszechwiedząca i nieskazitelnie dobra Granger. Szlama i jego wróg. Nie miał żadnych powodów by jej zaufać, a równocześnie było coś takiego w tonie jej głosu co podpowiadało mu, że tym razem powinien to zrobić. Jeżeli ktoś by go podsłuchał, cały plan ległby w gruzach. Nie mógł tyle ryzykować, nie w tej sprawie.
-- A co mnie tam obchodzi, z kim on chce mieć do czynienia, a z kim nie. W końcu to tylko głupi nauczyciel. - Ziewnął ostentacyjnie. - W przyszłym roku może mnie w ogóle nie być w Hogwarcie, więc nie zależy mi na tym, czy jakiś stary emeryt mnie lubi, czy nie.
-- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała Pansy, przerywając głaskanie jego włosów.
-- No wiesz, nigdy nic nie wiadomo - odrzekł, z cieniem uśmiechu. - Może zajmę się...
Zawahał się. To była idealna sytuacja, by pokazać im ile naprawdę znaczy, a jednak nie był w stanie wyrzucić z głowy słów tej podłej Gryfonki. Czy te ściany mogły mieć uszy?
--...ee ważniejszymi sprawami - zakończył wreszcie.
-- Masz na myśli JEGO?
Serce zabiło mu żywiej. Że też dziewczyna wybrała sobie akurat ten moment na ukazanie swej domyślności i dociekliwości. Powoli docierało do niego, że podobną grę pozorów będzie zmuszony kultywować przez najbliższe miesiące.
-- Matka chce, żebym ukończył szkołę, ale JA uważam, że w dzisiejszych czasach nie jest to takie ważne. No bo sami pomyślcie... - kolejna pauza, kolejne myśli. Jak wiele mógł zdradzić? - ...czy kiedy Czarny Pan odzyska władzę, będzie się pytał, kto ile dostał sumów, czy owutemów? Jasne, że nie...A co będzie się liczyło? Kto co dla niego zrobił, kto mu był naprawdę oddany.
-- I co, uważasz, że możesz coś dla niego zrobić? TY? Nie przesadzaj, masz dopiero szesnaście lat i nie jesteś jeszcze w pełni wykwalifikowanym czarodziejem.
Wściekłość powoli zalewała jego umysł, a znak kolejny raz stawał się gorący. Traktowali go, jak dzieciaka, który nie ma zielonego pojęcia co mówi. Prawda mogła ich powalić na kolana.
-- Nie słyszałeś, co powiedziałem? Może jego nie obchodzą moje kwalifikacje? Może to, na czym mu zależy, wcale nie wymaga specjalnych kwalifikacji?
Crabbe i Goyle rozdziawili gęby, jak gargulce. Pansy wpatrywała się w niego, jak w obraz. Nie chciał kolejnych pytań, powiedział zdecydowanie za dużo, co spowodowane było irytacją, jaka go opanowała. Wziął dwa głębsze wdechy i wyjrzał przez pociemniałe okno.
-- Widać już Hogwart - rzekł, rozładowując zaistniałe napięcie - Lepiej się przebieżmy.
Kiedy Goyle ściągał swój kufer, od strony półki dobiegło coś na kształt syknięcia. Zaskoczony Draco błyskawicznie spojrzał w tamtym kierunku. Słowa Granger powróciły ze zdwojoną siłą.
Chłopak spokojnie nałożył szkolną szatę, zamknął kufer i zawiązał pod szyją swoją nową pelerynę. Pociąg zwolnił zgrzytając i szarpiąc.
Korytarze znów wypełniły się uczniami. W końcu pojazd szarpnął ostatni raz i stanął. Goyle rozsunął drzwi i zaczął się przepychać łokciami przez tłum drugoroczniaków, torując drogę Crabbe'owi i Zabiniemu.
Blondyn kolejny raz spojrzał na półkę bagażową. Musiał to sprawdzić, w innym wypadku tajemniczy obserwator pozostałby nie tylko nieznany, ale i nieuchwytny.
-- Ty idź - zwrócił się do Parkinson, która czekała na niego z wyciągniętą ręką. - Muszę coś sprawdzić.
Dziewczyna wyszła, pozostawiając go samego. Zdawał sobie sprawę, że musi rozegrać wszystko bez najmniejszego uchybienia. Powoli podszedł do drzwi i ściągnął w dół zasłony, żeby nikt nie mógł zajrzeć do środka. Następnie pochylił się nad kufram i otworzył go. Za sobą usłyszał dyszenie, dość szybko skojarzył fakty i bez najmniejszych wątpliwości odwrócił się, rzucając zaklęcie.
-- Perfictus totalus!
Z przerażająctm łoskotem coś zwaliło się z półki, uderzając o ziemię. Po chwili oczom Malfoya ukazał się nikt inny, jak Potter. Skurczony, w pozycji embrionalnej i gapiący się na niego, z tym swoim charakterystycznym przerażeniam. Granger miała rację, wszystko słyszał, od samego początku. Poczuł, jak po całym jego ciele rozpływa się furia, pomieszana z przerażeniem.
-- Tak myślałem - usłyszałem cię, jak Goyle ściągał kufer. I chyba zobaczyłem, jak coś białego mignęło w powietrzu, kiedy wrócił Zabini... - spojrzał na śnieżne buty Wybrańca - To ty zablokowałeś drzwi, kiedy Zabini chciał je zamknąć, tak?
Z ulgą stwierdził, że Gryfon słyszał tak małą część całej konwersacji. Nie zmieniało to jednak faktu iż należała mu się kara.
-- Nie usłyszałeś niczego ważnego, Potter. Ale skoro już cię tu nakryłem... - z całej siły kopnął go w twarz, wyładowując swoją frustrację - to za mojego ojca. A teraz - wyciągnął pelerynę spod jego ciała i starannia okrył swoją ofiarę.
-- Myślę, że nikt cię tu nie znajdzie, póki pociąg nie ruszy do Londynu - powiedział spokojnie - No, to do zobaczenia Potter, chyba...żebyśmy się już nie zobaczyli.
I wyszedł z przedziału, na zwieńczenie swego dzieła przechodząc po palcach Gryfona.
Szybko złapał ostatni powóz i ruszył do zamku. Wchodząc do Wielkiej Sali napotkał spojrzenie Graner, która lustrowała go z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Nie miał pojęcia co ona knuje, jednak przysiągł sobie się tego dowiedzieć. Nie spuszczał z niej oka, nawet zasiadając do stołu.
Snape miał rację. Nikt z nich w tym roku nie będzie sobą. Teraz należy tylko dobrze to wykorzystać.
Cudo! :D
OdpowiedzUsuńHahah, Draco pochwalił Hermionę?
No nie wierzę ;>
Wredna Hermi?
Popieram i lubię to!
Nie lubię Pansy ;<
Hoho, jeśli Dracona zaczyna intrygować Hermi, to coś jest na rzeczy....
Czekam nn pozdrawiam ciepło! :3
------------------------------------------
http://poczuj-magie.blogspot.com/
Zaczynam się co raz bardziej wciągać.
OdpowiedzUsuńIntrygująca Hermiona.
Draco mający problem z emocjami.
Z niecierpliwością czekam na kolejny.:)
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com
No no no, Harmiona powoli zaczyna zdradzać przyjaciół żeby pomóc Malfoyowi :) Podoba mi się ten pomysł i jestem strasznie ciekawa kolejnych, więc czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWitam:-) bardzo ciekawa historia, podoba mi się Twój styl, masz bogaty język i dobrze piszesz:-) z przyjemnością będę śledzić ciąg dalszy:-) Pozdrawiam, Justyna:-)
OdpowiedzUsuń