sobota, 1 marca 2014

Pozory [Rozdział 18]

Ciężko jest dokonać trafnych wyborów,

kiedy wokół siebie budujemy mury z nierealnych nadziei,
a w naszych oknach na świat lśnią kraty pozorów… „

Draconowi Malfoyowi można było zarzucić naprawdę bardzo wiele, jednak z całą pewnością w tym „bardzo wiele” słomiany zapał się nie mieścił. Toteż bez względu na przeciwności zawsze dążył do realizowania zamierzonych celów, a przypadek akt Panny Granger nie stanowił od tej reguły odstępstwa.
Niedziele dla większości uczniów były nudne, długie i właściwie niezwykle męczące. Jednak arystokrata lubił niedziele, chociażby przez to że właśnie wtedy mógł pozostawać niezauważony w swoich poczynaniach, a zniknięcia z pokoju wspólnego nie raziły aż tak mocno.
Jak codziennie obudził się o szóstej, blady i wycieńczony snami, dręczącymi go od chwili przyjęcia znaku. Szara mgła zasnuwająca wszystko wokół i on – zagubiony, mały, nędzny, po omacku usiłujący odnaleźć coś nieokreślonego, czego rozpaczliwie potrzebował. Taki był ogólny schemat tych sennych widm. Żadnych goniących go potworów, żadnego zielonego światła, ani spektakularnych wydarzeń – tylko niepewność, prawdopodobnie milion razy gorsza od wszystkie innego.
Westchnął głęboko, szybkim ruchem zdejmując barierę Silencio, którą co wieczór roztaczał wokół swego łóżka, w obawie przed niekontrolowanymi krzykami. Przelotnie zlustrował równo oddychających współlokatorów i ruszył do łazienki. Lodowaty prysznic i olejek do kąpieli o ostrym, korzennym zapachu skutecznie go ocuciły. Stojąc przed lustrem i zapinając rząd perłowych guzików intensywnie myślał, nad doborem zaklęć, których powinien użyć by zamaskować ohydne cienie pod oczami i przerzedzone włosy.
Pozory – od kilku miesięcy prócz licznych, magicznych barier tą najcięższą była bariera pozorów, wznoszona każdego dnia na nowo i tak skutecznie trzymająca bliskich mu ludzi na dystans. Niektórzy mogliby uznać to za przejaw heroizmu, jednak prawda była taka, że Malfoyem nie kierowały bynajmniej żadne, wyższe pobudki, niż zwykły egoizm. Zazdrośnie bronił swego zadania, przed ingerencją z zewnątrz i nie dopuszczał do siebie słów wypowiedzianych poprzedniego dnia przez Severusa.
Uzyskawszy satysfakcjonujący efekt wyszedł z łazienki i zaklęciem odesłał poskładane rzeczy do szafki. Dokładnie sprawdził czy nikt nie patrzy i dyskretnie wydobył spod poduszki pomniejszoną księgę o naprawie czarnomagicznych przedmiotów. Nie większy niż znaczek pocztowy tom wylądował w jego kieszeni, a on sam pospiesznie opuścił pokój.
We wspólnym salonie Slytherinu widniały ślady po jakiejś większej, zabawie. Na stołach, półkach, biurkach i właściwie gdzie popadnie zalegały resztki jedzenia, a z kosza na śmieci praktycznie wylewały się puste butelki. Przewrócił teatralnie oczami i niezbyt uważnie przestudiował gablotę ogłoszeń.
Nic szczególnego nie przyciągnęło jego uwagi. „Kupię/Sprzedam”, „Udzielę korepetycji z...”, „Poszukiwany...” i rozpiska aktywności na nadchodzący tydzień. Tak mniej więcej prezentowało się szkolne życie Ślizgonów. Poukładani i porządni dbali by dom dobrze prosperował wewnątrz, mimo niesnasek ze światem zewnętrznym.
Właśnie kiedy rozmyślał nad swoim miejscem w tej grocie węży, przypomniał sobie że musi jak najszybciej zjeść śniadanie i pójść do Pokoju Życzeń. Spotkanie Kręgu zbliżało się nieuchronnie, a on właściwie nie był w stanie przedstawić jakiegokolwiek raportu.
W jednej chwili poczuł się słaby i bezbronny. Miał ochotę usiąść na kanapie i rozpłakać się rzewnie. Odrzucił jednak te przejawy słabości i z wysoko uniesionym czołem opuścił pomieszczenie.
Chłodne korytarze pogrążone były w ciszy, a obrazy w ramach pochrapywały cicho. Leniwy, niedzielny poranek. Wchodząc do Wielkiej Sali spodziewał się, że będzie jedynym rannym ptaszkiem, jednak jak się okazało przy stole Gryffinforu siedziały już dwie osoby, rozmawiając dość głośno.
Przechodząc dostrzegł dziewczynę Weasley, która dziecinnym gestem opierała głowę w okolicach obojczyka Granger. Starsza z dziewcząt powoli gładził jej plecy swoją drobną dłonią i mówiła bardzo powoli, uspokajającym tonem.
Nie miał pojęcia dlaczego, ale ten widok sprawił że jego serce zadrżało. Były blisko siebie, wspierały i kiedy nic się nie układało mogły to komuś wyznać. Nawet jeżeli przez całą resztę dnia grały kogoś innego, to będąc blisko siebie były całkowicie sobą. On nie miał kogoś takiego. Dopiero teraz uderzyło go, jak bardzo był samotny. Odrzucając ludzi czerpał satysfakcję z ranienia ich, nie przypuszczając równocześnie że niszczy przy tym samego siebie.
Pogrążony w takich rozmyślaniach nie zauważył, że stoi na przeciw dziewcząt z szeroko rozdziawionymi ustami, wywiercając dziurę w pochylonej szlamie.
Ona jednak zauważyła. Podniosła nieznacznie twarz, a w jej oczach zalśniły butne ogniki.
-- Odejdź – usłyszał jej syknięcie w głowie.
Nie potrafił odejść, nie wiedząc czemu pozwolił nogom pozostać wrośnięte w posadzkę.
-- Malfoy! Zmiataj!
Nie drgnął.
-- Proszę cię...Potrzebuje mnie teraz. Zostaw – Jej ton zmienił się diametralnie.
Cała złość wyparowała, a pozostała tylko pełna rezygnacji rozpacz. Coś dziwacznie ścisnęło go w boku, kiedy tak patrzył w jej brązowe oczy. Tyle emocji wirowało mu w głowie, zupełnie tym wszystkim oszołomiony odwrócił się i odszedł.
Drzwi Wielkiej Sali zamknęły się bardzo cicho.
-- Hermiona? Coś się stało? – wychlipała Ginny przez zatkany nos.
-- Nic, tylko...Na moment straciłam głowę – szepnęła bardziej do siebie, mocniej obejmując przyjaciółkę.
***
Wzburzony. Był dosłownie wzburzony, idąc po schodach i obwiniając cały świat za to co go spotyka. Nienawidził Granger jeszcze mocniej niż kiedykolwiek. Nienawidził jej brązowych oczu, nienawidził kiedy wnikała mu w głowę i mąciła, jak chciała, nienawidził tego że była taka dobra i nieskalana, a najbardziej nienawidził jej za to, że pozwoliła mu usłyszeć, jak go broni przed Potterem.
Warknął z frustracją, kiedy cholerne drzwi nie chciały się pojawić.
-- Wpuszczaj! – wrzasnął nie myśląc, że ktoś może go usłyszeć.
Kiedy wreszcie przed nim zmaterializowała się metalowa klamka nacisnął ją bez zastanowienia i wszedł do środka. Szafka zniknięć wyraźnie odcinała się od wszystkich innych zgromadzonych tu przedmiotów. Idąc przez długi labirynt pomału wyzbywał się wszelkich, zbędnych emocji. Spotkanie Kręgu ciążyło nad nim, skutecznie odpychając natrętną Granger od jego głowy.
Stając przed szafą zamknął oczy i uspokoił oddech.
-- Myśl o celu – wymamrotał, sięgając po różdżkę.
Seria obrazów przelatywała przed jego oczami...
Śmierciożercy wchodzący do niewielkiego wnętrza...Demoniczny uśmiech ciotki Bellatrix...Snape...
-- Zostaw – Granger, całkiem wyraźna wewnątrz szafki. Zamknięta bez wyjścia, sama.
-- Zostaw...
-- Odejdź! Wynocha z mojej głowy! To ty mnie zostaw! Nienawidzę cię! – krzyczał, szarpiąc jasne włosy.
***
Schemat się powtarzał. Za każdym razem, kiedy usiłował się skoncentrować coś burzyło jego postanowienia. Raz była to szlama, raz jego matka a jeszcze innym razem Pansy.
Zrezygnowany opadł na stojące za nim krzesło, jakby zapominając gdzie się znajduje. Złośliwy mebel momentalnie zareagował, wyrzucając go prawie pod sufit, a następnie pozwalając dość boleśnie wylądować w pojemniku, pełnym niezidentyfikowanej brei.
Z jego ust wydobył się stos zdecydowanie nie przystojących szlachetnie urodzonemu chłopakowi przekleństw. W tamtej chwili był bliski stwierdzenia, że była to najgorsza niedziela w jego życiu. Dość niezgrabnie wypełzł z basenu, rad że nie udało mu się zgubić różdżki. Rozpoczął mozolny proces osuszania, który jednak nie szedł zbyt dobrze.
-- Pieprzona maź. Niech no dostanę w swoje ręce tego, kto zostawił tutaj do cholerne krzesło! – warczał wyciskając koszulę.
W tej chwili na podłogę wypadł kieszonkowy egzemplarz księgi, zabranej rano z dormitorium. Dopiero teraz sobie o niej przypomniał. Drżącymi rękami przebiegł po spisie treści, dostrzegając wreszcie to co najbardziej go interesowało.
„Szafka zniknięć, strona 265” błyskawicznie przekartkował wolumin, czując jak jego serce przyspiesza. Możliwe, że nareszcie odnalazł receptę na wszystkie swoje problemy, że to już koniec tej męki!
Powoli jednak zaczynał się przyzwyczajać, że jego życie jest pasmem zawodów, to było jak przeziębienie, powoli przekształcające się w śmiertelną chorobę...
„Naprawa tzw Szafki Zniknięć jest niezwykle skomplikowana, wymaga ogromnej samo mobilizacji i kunsztu w rzucaniu zaklęć. Istnieje tylko jeden czarodziej, któremu udało się wynaleźć receptę na ten potężny, magiczny artefakt. Andreas Lozinello spisał swe obserwacje i dołączył do popularnego tomu pt. „ Czarna Magia – czyli jak posiąść potęgę” [...]”
Ze złością zatrzasnął lekturę. Że też musiał grać w tę chorą grę i docierać do rozwiązania po niteczce.
Potarł zmęczone oczy odrzucił głowę do tyłu. Tracił chęci, zapał, a panika niczym zdradziecka trucizna, bardzo powoli zaczynała przenikać do jego krwioobiegu. Teraz dużo bardziej niż kiedykolwiek potrzebował wsparcia, takiego jakim Gryfonka darzyła każdego z tych głupich lwów.
-- Wariuję – stwierdził, nieumiejętnie oczyszczając ubrania i ruszając do wyjścia.
***
Minerva McGonnagal była nauczycielką, budzącą w uczniach Slytherinu ambiwalentne uczucia. Mimo iż nieustannie z niej kpili, w dormitoriach niemal mieszając z błotem, to zawsze odczuwali wobec niej jakiś respekt. Potrafiła bez słowa uciszyć kilku dziesięcioosobową klasę, a niektóre jej zagrania były iście Ślizgońskie. Prawdopodobnie skrywany podziw dodatkowo by się powiększył, gdyby w obozie zielonych rozeszła się informacja, że podczas przydziału Tiara poważnie rozważała jej umieszczenie w Slytherinie.
Dracon też poważał opiekunkę Gryffindoru, zwłaszcza za liczne słowne potyczki między nią, a Snape’m. Bardzo często żartował razem z Blaisem, że między tą dwójką istnieje namacalne, seksualne napięcie, skrzętnie skrywane pod powłoką wrogości.
Kiedy tylko młody arystokrata napotkał na swojej drodze szarą kotkę, wspomnienie powróciło, wywołując na jego twarzy nieznaczny uśmieszek.
-- Panie Malfoy – powiedziała, już w swojej normalnej postaci.
-- Dzień dobry, Pani Profesor – odparł niechętnie, krzyżując ręce na piersi.
-- Dobrze się składa, że się spotykamy, bowiem miałam zamiar cię znaleźć – zaczęła neutralnym tonem, choć jej twarz nie zwiastowała przyjacielskiej pogawędki o wyniku ostatniego meczu Harpii.
-- Do usług Pani Profesor – przywołał swój tradycyjny, ironiczny smirk.
Posłusznie powędrował za nią do gabinetu, w duchu klnąc na czym świat stoi. Do czego to doszło, żeby codziennie lądować na dywaniku, u innego nauczyciela.
-- Siadaj – wskazała mu krzesło, zaciskając usta w wąską linię – Nie będę się bawić w zbędne ceregiele, tylko postawię sprawę jasno.
-- Chodzi o oceny? – zapytał beznamiętnie.
-- Owszem. A konkretnie o ostatni, comiesięczny, podsumowujący egzamin z Transmutacji – przywołała do siebie pergamin i zamaszystym gestem podsunęła mu pod nos.
-- N? – zapytał, udając zaskoczenie – Byłem pewny, że napisałem na T – uśmiechnął się słodko, z satysfakcją obserwując jej ciemniejące oczy.
-- Radzę sobie nie żartować Panie Malfoy. Sprawa jest poważna, tym bardziej iż akurat ten egzamin jest bardzo ważny. Transmutacja jest przedmiotem obowiązkowym, a ponieważ wybrał pan dość minimalistyczną ilość godzin poszerzonych to w ramach swego rodzaju kary będzie pan musiał wybrać dodatkowy przedmiot – Wyłożyła przydługą mowę, nie pozwalając mu dojść do słowa.
-- To absurdalne. Czemu skoro nie radzę sobie z lekcjami które mam, jestem dodatkowo obarczany innymi?! – warknął lekko poirytowany.
-- Radzę zmienić ton Panie Malfoy – wycedziła.
-- Przepraszam – burknął obrażony.
-- Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart to prestiżowa placówka, która przygotowuje uczniów do odnalezienia swojego miejsca w dorosłej rzeczywistości. Skoro Transmutacja nie idzie jak należy, dążymy do zapewnienia Panu alternatywnego wyjścia z tej sytuacji.
-- Obawiam się, że nadal nie rozumiem – jego głos był chłodny.
-- Wyjaśniam właśnie, że nawet bez transmutacji jest pan w stanie znaleźć sobie pracę, jednak musi pan mieć inny, dodatkowy przedmiot z określonej puli – w jej postawie wyraźni odbijała się furia.
-- Czemu mówi mi to Pani, a nie Profesor Snape?
-- Ponieważ jest zajęty, Czy zrozumiał Pan przekaz?
-- Co mam zrobić? – rzucił obojętnie.
-- Znaleźć DOBREGO korepetytora i zastanowić się nad przedmiotem dodatkowym – objaśniła, mrużąc sokole oczy.
-- Wróżbiarstwo – odpowiedział szybko, wywołując tym samym jest lodowaty śmiech.
-- Ależ nie. Wróżbiarstwa nie ma w puli – podała mu rolkę pergaminu i wskazała drzwi – miłego dnia, Panie Malfoy.
***
Kiedy kilka godzin później relacjonował Blaisowi przebieg rozmowy nadal dygotał z wściekłości. Kim ona była, żeby tak go traktować? Donośnie postawił piona na polu i warknął cicho.
-- Uspokój się Draco. To stary punkt w regulaminie, jeszcze z czasów Dippeta – mruknął czarnoskóry, ruszając swojego skoczka.
-- Idiotyczna szkoła – skwitował blondyn, drapiąc się w głowę – wieża na B4.
Zabinni zacmokał zdegustowany.
-- Nie idzie ci Smoku. Goniec na B4 . Szach!
Malfoy rzucił mu spojrzenie spode łba i okrasił je kilkoma przyjaznymi inwektywami.
-- Zdecydowanie zbyt dawno tego nie robiliśmy – westchnął z lubością Włoch.
Chłopcy siedzieli na podłodze, w wieży astronomicznej i cieszyli się samotnością. Ten dzień był tak tragiczny, że śmierciożerca musiał się przed kimś wygadać. Jakby nie patrzeć był tylko człowiekiem.
-- Taak... – że też brunet musiał być takim świetnym graczem – Królowa na D6 – zadecydował wreszcie.
Przeciwnik, jakby tylko na to czekał. Nie bawiąc się we wstępy donośnie wykrzyknął.
-- Skoczek na A8. Szach i Mat! – uśmiechnął się ze ślizgońską satysfakcją.
Dracon zachował kamienną twarz i przyjął porcję szyderstw od kolegi.
-- Następnym razem cię zniszczę – zapowiedział chowając różdżkę do kieszeni i patrząc na niebo – która godzina?
-- Piętnaście po siódmej – rzucił okiem na swój drogi zegarek – Czemu pytasz? Wybierasz się gdzieś?
-- Nie twoja sprawa – odrzekł Malfoy, otrzepując szaty z niewidzialnych pyłków – jego głos był pusty.
-- Dobra! Przepraszam, że śmiałem zapytać – syknął Blaise, szybko wstając.
Był zły na przyjaciela, za to kim się stawał.
-- Mam swoje powody – szare tęczówki biły chłodem.
-- Wszystko ok? – zapytał miękko Zabinni, siląc się na spokój.
-- Nie jestem słabym dzieckiem! – wrzasnął blondyn – idę i nie wiem czy wrócę na noc. Tak wszystko OK – prychnął.
-- Słaby może nie jesteś ale jesteś moim przyjacielem – stwierdził Ślizgon, ukrywając jak zabolały go słowa znajomego.
-- Nie baw się w rzewne bzdury. Nigdzie cię to nie zaprowadzi – ruszył do archiwum Filcha nie odwracając się za siebie. Potrafił sobie poradzić, bez litości innych.
Zgodnie z przewidywaniami kantorek był pusty, a drzwi z łatwością ustąpiły przy jednym Alohomora. Wnętrze było obskurne, małe i w większości zajęte przez gigantyczne szafki, wypełnione starannie opisanymi aktówkami.
Przejechał palcem po rozpisce, jednak było to bezcelowe.
- Accio akta Granger – szepnął, a w jego kierunku przyleciała cieniutka teczka, z jej imieniem i nazwiskiem.
Przewertował pobieżnie informacje o jej pochodzeniu, przynależności...
-- Patronus, wydra – zaśmiał się głucho – kto by pomyślał – kontynuował czytanie, wreszcie docierając do przewinień.
-- Nocne przechadzki, używanie magii na korytarzu, kupowanie przedmiotów z Magicznych Dowcipów Weasleyów (a to ci heca!) – wszystkie jej występki były równie nudne, co ona sama i Ślizgon właściwie zwątpił, że odnajdzie tam cokolwiek interesującego, jednak w tym momencie dostrzegł, że jedna kartka jest wyrwana.
Zaparło mu dech. Czyżby Gryfonka zrobiła coś na tyle wstydliwego, by aż musieć to usunąć? Jego myśli zaczęły płynąć dziwnym torem, kiedy z korytarza dobiegł głos Filcha.
-- Cholerne bachory, żadnego szacunku...Chodź, chodź Pani Norris – mruczał, a jego żelazne podeszwy uderzały o parkiet.
W popłochu rzucił na biurko teczkę szatynki i gorączkowo szukał jakiegoś miejsca schronienia. Niestety gabinet w najmniejszym stopniu nie sprzyjał takim akcjom. Kiedy klamka poruszyła się pod ręką woźnego, Draco wstrzymał oddech sądząc iż za chwilę wszystko się wyda, na zewnątrz rozległ się przerażający huk. Potem seria kolejnych, nieco cichszych trzasków zaczęła, jakby stopniowo się oddalać. Klamka wróciła na swoje miejsce, a pokrzykiwania charłaka, ucichły.
Przerażony chłopak nie myśląc wiele wyskoczył na korytarz, a pierwszym co zobaczył były wlepione w niego oczy Pani Norris.
Zaklął siarczyście i zaczął uciekać. Zwierzę podążało za nim jak cień i udało mu się ją zgubić dopiero na jednych ze schodów. Pod wpływem impulsu ukrył się w pierwszych napotkanych drzwiach. Jak się później okazało – prowadzących do biblioteki.
Zaskoczony zamilkło, rozglądając się po pogrążonym w ciemnościach pokoju. Kiedy tak spacerował między regałami, chcąc pozostać niezauważonym drzwi skrzypnęły, a ktoś wszedł do pokoju. Arystokrata spiął wszystkie mięśnie i wydobył różdżkę, sam nie wiedząc dlaczego czuł, że wydarzy się coś złego.
-- Jest tu ktoś? – zachrypnięty szept doleciał do jego uszu od strony drzwi.
-- Drętwota! – jasny strumień przeleciał prze pokój odbijając się od tarczy przeciwnika.
Po chwili walka rozgorzała już na dobre. Co rusz uchylał się od zaklęć i sam rzucał kolejne. Regały upadały, a on modlił się by nikogo nie było w pobliżu. W pewnym momencie uderzył plecami w coś ciepłego, przerażony wykonał zwrot i w tej samej chwili co intruz wypowiedział zaklęcie. Ich różdżki wyleciały w powietrze, a oni sami odrzuceni siłą wylądowali na twardym stole. O jego twarz otarły się miękkie kosmyki, a do nosa dotarł TEN zapach...
-- Granger?! – krzyknął zaskoczony
-- Malfoy... – jęknęła cicho.
-- Czy ty mnie śledzisz? – zapytał, obejmując ją tak, by uniemożliwić jej ucieczkę.
I właśnie wtedy w pokoju ktoś zapalił światło.
 ***
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM.
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, poza nadzieję że jeszcze ktoś pamięta, wróci i choć odrobinkę udobrucha się nowym, długim rozdziałem.
Już nigdy takiej długiej przerwy! NIGDY!



6 komentarzy:

  1. Nie przerywa się w takim momencie!!
    :)
    Czekam i pozdrawiam,
    HH
    P.s. Życzę weny!!

    OdpowiedzUsuń
  2. genialne, jak zwykle!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie w takim momencie. Ale rozdział wspaniały. Trzymam kciuki aby wena dopisała.
    Pozdrawiam serdecznie : Alexis Nott

    http://great-unknown-feeling.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. o nie, jak mogłaś przerwać w takim momencie? z zapartym tchem przeczytałam dzisiaj całą historię i jestem pod wrażeniem, naprawdę mi się podoba, czekam na więcej, mam nadzieję, że następny rozdział już wkrótce

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne! Razi mnie ten chłódn Dracona do Blaisa(bardzo sensowne zdanie). Przewinienia panny Granger? Ulalala! Wylądowali szemrane na stole? I ktoś zapalil światło? Musiał ich zastać w baaardzo ciekawej pozycji...

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne! Całą historie przeczytałam w jeden dzień i czekam na więcej. :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy Twój komentarz będzie czymś na kształt Patronusa osłaniającego mnie przed utratą chęci. Czytasz = komentujesz. Pamiętaj o tym, inaczej dementorzy bez litości wyssają moją autorską duszę.

Sowa

Harry Potter - Delivery Owl