czwartek, 24 kwietnia 2014

Oczekiwania [Rozdział 19 cz 1]

„Co sprawia, że człowiek zaczyna niena­widzić sam siebie? Może tchórzostwo. Albo nieodłączny strach przed popełnianiem błędów, przed robieniem nie tego, czego inni oczekują.”
***
McGonnagal była zmęczona i sfrustrowana. Kiedy decydowała się opuścić ciepłą i wygodną kwaterę, dla kubka gorącej kawy nie przypuszczała, że zawędruje aż do biblioteki. Gdyby tylko przewidziała co się stanie nie ruszyłaby za dochodzącymi zza rogu wybuchami, a już z całą pewnością nie zgodziłaby się pomóc Filchowi. Nie mogła jednak wiedzieć co się stanie, dlatego też słysząc dobiegające z biblioteki odgłosy instynktownie postanowiła to sprawdzić.
-- Niech no dostanę w swoje ręce tego nocnego dowcipnisia - mruczała,
przelotnie poprawiając tiarę - już ja zadbam,  żeby ominęły go wszystkie uroki jesiennych dni.
Nie myślała o tym, że w tym momencie zatrważająco upodabnia się do Snape'a było późno, a w perspektywie miała poprawianie esejów siódmego roku. Energicznie nacisnęła klamkę i rozświetliła ciemne pomieszczenie. Spodziewała się ujrzeć uczniów, zakradających się do działu ksiąg zakazanych, albo przerażonego pierwszoroczniaka, który zacząłby krzyczeć, że coś tu straszy. Właściwie spodziewała się absolutnie wszystkiego z wyjątkiem tego, co ujrzała.
-- Proszę natychmiast podać swoje… - szeroko otworzyła oczy – Panna Granger..Pan MALFOY?!
Poczuła, jak na jej policzki wpływa rumieniec złości. Na masywnym stole, służącym uczniom do sporządzania notatek leżał młody Malfoy, którego czoło bezpośrednio stykało się z czołem Gryfonki. Jej ciemne loki zasłaniały twarz, ukrywając zdradliwe wypieki. Tymczasem ręce Ślizgona spoczywały na jej talii z całej siły przyciskając do siebie. Nim profesorka zdołała wyrazić, jak bardzo jest zniesmaczona i zawiedziona sytuacja zmieniła się diametralnie.
Przyjaciółka Pottera błyskawicznie wydobyła różdżkę i w mgnieniu oka stanęła wyprostowana naprzeciw swej opiekunki.
Minerwa miała wrażenie, że wyszeptała coś, co brzmiało jak „pszprszam pani psr” jednak nie zdążyła się nad tym zastanowić, bo jej umysłem zawładnął strumień magii.
-- Obliviate.
Bezwładne ciało nauczycielki osunęło się na posadzkę, a zaskoczony Dracon wodził otępiałym wzrokiem od dziewczyny, do kobiety.
-- Granger! – pisnął dużo wyższym głosem niżby sobie życzył.
-- Zamknij się fretko – warknęła, podchodząc bliżej niego – nic takiego by się nie stało, gdybyś nie wtykał nosa w nie swoje sprawy. Dobrze ci radzę, zaprzestań wizyt w archiwum Filcha, albo bardzo gorzko pożałujesz. Pomóż mi tu sprzątnąć, mamy tylko piętnaście minut. Potem wracaj do swoich zatęchłych lochów i zapomnij o tym co się tu wydarzyło. Jeżeli ktokolwiek się dowie… - zawiesiła głos, przytykając różdżkę do jego grdyki.
Sparaliżowany strachem sztywno kiwnął głową. Nie potrafił wydobyć z siebie żadnego dźwięku, dopóki jego wzrok ogniskował się na niebezpiecznie lśniących tęczówkach mugolaczki. W wątłym świetle wypełniającym pomieszczenie mógł dostrzec zupełnie inną twarz wychowanki domu Godryka. Było w niej coś zwierzęcego, co napawało go grozą. Wiedział doskonale, że nie zawahałaby się wprowadzić groźby w życie, a to skutecznie powstrzymywało go od docinek w jej kierunku.
Przez dłuższą chwilę lustrowała go, szukając w jego bladej twarzy jakiekolwiek oznaki buntu. Nie doszukawszy się niczego niepokojącego wykonała zwrot i kilkoma niewerbalnymi rozpoczęła porządki. Blondyn bez słowa spełnił jej rozkaz. Kiedy wszystko wróciło do stanu pierwotnego szatynka uklękła nad McGonnagal i przyłożyła różdżkę do jej skroni. Po chwili wydobyła cieniutki strumień wspomnień, który lśnił nietypowym, krwistym blaskiem.
-- Przywołaj jakąś buteleczkę. Szybko – wycedziła chłodno.
-- Accio flakonik – mruknął, a już po chwili w jego kierunku szybowała kryształowa fiolka, po eliksirze uspokajającym.
Granger bez słowa przyjęła naczynie i napełniła je wspomnieniem.
-- Obliviate można zmienić wspomnienia, ale nie da się ich całkowicie usunąć. Mogłaby sobie teoretycznie przypomnieć co się tu wydarzyło. Dlatego też musiałam użyć…
-- Memoriosy – dokończył arystokrata, patrząc w ścianę.
-- To gwarantuje, że nigdy nie wróci do niej ta scena – stwierdziła Hermiona, wstając z podłogi.
-- To zaklęcie jest uznawane za czarnomagiczne – zmrużył oczy.
-- Ale nie figuruje na liście czarnej magii – wzruszyła ramionami, wyciągając w jego stronę jedyny dowód tego, co się wydarzyło.
-- Po co mi to? – prychnął, chowając różdżkę do kieszeni.
-- Trzeba to dobrze ukryć, a z naszej dwójki to ty ostatnio częściej bywasz w pokoju przychodź-wychodź .
Jego mózg nie zdążył nawet przetrawić jej słów. Kiedy w pełni zrozumiał co dokładnie powiedziała biblioteka prócz niego i budzącej się profesorki była pusta. Dopiero na korytarzu odczuł w zaciśniętej pięści ciężar buteleczki.
Zaraz po wejściu do dormitorium poczuł przemożną chęć, żeby zapomnieć. Z pokoju wspólnego dochodziły nęcące odgłosy zabawy, którą wcześniej ostentacyjnie zignorował. Przejechał dłonią po twarzy i poprawił szatę. Kiedy podwijał mankiety miał już całkiem długą listę powodów, dla których nie powinien tego robić. Jednak jak to często bywa jego zapał rósł wprost proporcjonalnie do ilości przeciwwskazań. Kiedy wszedł do zatłoczonego pomieszczenia, wypełnionego wątłym, zielonkawym światłem, a jego uszy podrażniły donośne wybuchy śmiechu był już całkiem zdecydowany. Natychmiast u jego boku pojawiła się ładna, szczupła dziewczyna (na oko kilka lat młodsza). Uśmiechnęła się czarująco i kiwnęła głową w stronę prowizorycznego parkietu.
-- Jestem Astoria. Zatańczysz?
Zamiast odpowiedzieć po prostu mocno ją objął i wciągnął w tłum wirujących ciał.
Bolała go głowa i nogi, oczy szczypały a zapach potu drażnił nos. Czuł się zmęczony i wymięty, jednak to wszystko bardzo mocno zaabsorbowało jego umysł. Nagle niemyślenie o wydarzeniach z biblioteki stało się łatwe.
(Astoria ma ładny uśmiech – pomyślał kiedy po raz kolejny ktoś przypadkiem go potrącił.)
 Tak więc tańczył do samego rana, czerpiąc z tego niemal masochistyczną satysfakcję.

 ***
Mgła. Gęsta, jak mleko i nieprzenikniona. Stoisz tam zupełnie sam i czujesz, jak mięśnie napinają się w ostatnim odruchu desperacji. Wiesz co człowiek poznaje w takich chwilach? Oh, Draco nie rób tej zdezorientowanej miny. Oboje doskonale wiemy, prawda?
Draco, poznaj bestię. Od dzisiaj będzie ci towarzyszyć w twojej misji. Pomoże ci zatracić ludzkie cechu i wyzbyć się skrupułów. Bo wiesz Draco, takie sumienie to jednak okropnie uciążliwa sprawa. Blade twarze zabitych, skazanych, dręczonych (ofiar, nie oszukujmy się), krążące po powierzchni twojej świadomości. To zbędne i niewygodne. Tak więc Draco poznaj bestię i radzę ci się z nią zaprzyjaźnić, myślę że będziecie świetnymi kompanami.
Chyba lepiej iść z nią na obiad niż się nim z stać? Może w przyszłym tygodniu zaprosimy Lucjusza, co powiesz?
-- Draco!
Błyskawicznie poderwał się do pozycji stojącej i rozejrzał w poszukiwaniu różdżki, spanikował nie mogąc jej zlokalizować.
-- Tego szukasz? – rozbrzmiał głos, gdzieś z poziomu jego stóp.
Na podłodze leżała Astoria, on sam tymczasem stał nad nią, ze zmierzwionymi włosami i w wymiętej szacie. Przez moment zastanawiał się co się stało. Dopiero po chwili wróciły wspomnienia wczorajszej nocy i dzikiej zabawy do samego rana. Tak bardzo nie chciał przerwać transu, że w końcu oboje zmęczeni tańcem, gorącem i (w przypadku Astorii), alkoholem upadli na parkiet i zasnęli jak dzieci. Teraz kiedy myślał o tym wszystkim miał ochotę uderzyć głową w ścianę i po prostu w nią wsiąknąć. Już widział te plotki, które prawdopodobnie w tym momencie zaczynały krążyć po dormitoriach.
-- Oddaj mi to – westchnął, bez cienia złośliwości.
-- A co będę z tego miała? – próbowała się droczyć, jednak Ślizgon był zbyt zmęczony, zdruzgotany i zły by móc się w coś takiego bawić.
-- Nic. Równie dobrze możesz ją zatrzymać, mam to gdzieś – syknął, ruszając w stronę drzwi.
-- Gdzie idziesz?! – zawołała, truchtając za nim.
-- Muszę się wykąpać. O widzę, że zmądrzałaś – dodał, wyrywając zaskoczonej Greengrass różdżkę.
-- Ale Draco! – krzyknęła, wstrząśnięta.
-- Zapytaj Pansy, kim jestem – rzucił przez ramię, opuszczając lochy.
Gdyby dziewczyna była w tym momencie mniej rozkojarzona, zauważyłaby jak gorzkie były to słowa.
Draco tymczasem szybko przemykał w cieniu, chcąc jak najszybciej zabarykadować się w łazience prefektów. Nie miał pojęcia, czemu zawdzięcza ten tytuł, jednak ostatnio zdecydowanie zbyt mało robił by „nadużyć” odznaki. Ciepła woda chlusnęła w jego nagie plecy, wywołując dreszcz rozkoszy. Poczuł jak całe napięcie wypełniające jego mięśnie, odpływa. Szybko namydlił ciało, słysząc że ktoś próbuje wejść. Normalnie wcale by się nie śpieszył, tylko po to żeby zrobić komuś na złość, jednak ten poranek był dla niego ciężki. Na myśl o wszystkim co miał w planach zrobiło mu się niemal niedobrze. Zgrabnie dokończył toaletę i wyskoczył z basenu. Kilka podstawowych zaklęć wystarczyło, żeby mógł naciągnąć na siebie świeże szaty (zabrane w pośpiechu z pokoju) i jak nowo narodzony wymaszerować z pomieszczenia. Na korytarzu czekała na niego jednak pewna niespodzianka.
-- Pogrążyłeś się chłopcze – nonszalancki ton Severusa był postrachem całego Hogwartu, jego chrześniak jednak pozostawał na niego całkowicie odpory, co też pozwoliło mu wychodzić z twarzą z wielu konfliktów.
-- Jeżeli chodzi o transmutację… - zaczął beznamiętnie.
-- Lista przedmiotów do wyboru – przerwał mu profesor, wyciągając w jego kierunku rolkę pergaminu – pozwoliłem sobie nanieść pewne sugestie i uwzględniając twój brak zdecydowania złożyć oficjalne podanie o przyjęcie cię do grupy runów…- jego twarz rozjaśnił potworny grymas.
-- Nie miałeś prawa! – wrzasnął wściekły Malfoy.
-- Wniosek rozpatrzono pozytywnie – dokończył spokojnie opiekun Slytherinu.
-- Nie wyrażę zgody – skrzyżował ręce na piersi.
-- Za późno. Na liście korepetytorów z zakresu obejmującego transmutację na twoim poziomie była dostępna tylko jedna osoba…- mężczyzna wyglądał, jakby czerpał z załamywania młodego arystokraty głęboką przyjemność.
-- Niejaka Panna Astoria Greengrass będzie się z tobą spotykać, o ile osobiście się do niej zwrócisz. Współpracuj, a może wyciągnie cię z tego bagna – dokończył, odwracając się na pięcie.
-- Nienawidzę cię! – warknął, w kierunku jego pleców.
-- Szkoda. Na dzisiejszym spotkaniu kręgu raczej wolałbyś mieć moje wsparcie.
Zniknął. Dracon poczuł, jak kontury się zamazują. Złość i furia wypełniały go całego.
Draco…Poznaj bestię.
***
Mimo licznych głębokich wdechów i wydechów furia skutecznie objęła kontrolę nad jego ciałem. Mroczny Znak piekł żywym ogniem i Ślizgon doskonale zdawał sobie sprawę, że lada moment może zrobić coś co zniweczy wszystkie jego działania. Oczami wyobraźni widział jak stoi przed obliczem Voldemorta i cierpliwie tłumaczy, że spaprał misję, bo nagle zaczęło mu odwalać i całkiem bez powodu odpłynął. Potrzebował pomocy...potrzebował Millera. Kiedy szedł do pokoju życzeń modlił się by zastać tam chłopaka. Jego twarz przybrała oliwkowy odcień, a włosy tkwiły w nieładzie. Malfoy ze swoim szpiczastym podbródkiem i wystającymi kośćmi policzkowymi nie należał do tej grupy chłopaków, którym cienie pod oczami dodają uroku. Właściwie wyglądał jak zjawa i każdy uczeń, którego mijał spoglądał na niego z jawnym niepokojem. Nie to jednak było istotne. Starał się opanować i nie rzucić na nikogo, równocześnie irytująco powoli brnąc na trzecie piętro. Kiedy stał przed pustym murem i oczekiwał na pojawienie się drzwi, jego dłonie drżały.
-- James?! – usiłował krzyknąć, ale z jego gardła wydarł się jedynie cichy szept.
-- Tu jestem – dobiegł go monotonny głos, gdzieś zza gigantycznej sterty koców, w barwach Hufflepufu.
Zataczając się lekko dobrnął do miejsca, w którym siedział blondyn. Jego płowe włosy łagodnym łukiem omijały brwi, by finezyjnie opaść aż do linii ucha. Siedział na ziemi, opierając brodę o szarą gitarę. Widząc przyjaciela ledwo widoczny uśmiech zniknął na stałe, ustępując miejsca przerażeniu.
-- Draco! Co się stało? – poderwał się na równe nogi i podbiegł do przyjaciela.
Jego błękitne oczy emanowały troską i strachem, jednak Malfoy dostrzegł w nich równie dużą dawkę litości.
Być może wcale jej tam nie było, ale on – dziedzic fortuny, najmłodszy sługa Voldemorta nie oczekiwał litości od nikogo.
-- Przestań! – warknął i z całej siły pchnął towarzysza.
-- Ale Draco…musisz mi powiedzieć o co chodzi – nie dawał za wygraną, zbliżając się do niego z otwartymi ramionami.
-- Powiedziałem przecież, żebyś przestał – wrzasnął, a jego blada dłoń wylądowała na policzku Millera.
Nastolatek zatoczył się, podpierając o jakieś krzesło, byle tylko nie upaść. Z jego dłoni wypadło coś, co przypominało kolorowe płatki i z brzdękiem rozsypało się po podłodze. Nastała cisza.
Malfoy powoli odzyskiwał zmysły, a furia opuszczała jego głowę. Był przerażony i wściekły na siebie, Jamesa i cały świat. Dopiero po chwili dokładnie dotarło do niego co zrobił. Z przerażeniem wpatrywał się w plecy pochylonego Ślizgona, który usiłował dotknąć uszkodzonego policzka.
Kiedy opuszkiem palca musnął bolące miejsce, z jego ust wypłynął zwierzęcy skowyt.
-- James… - szepnął arystokrata, powoli podchodząc do przyjaciela – ja…o Merlinie…przepraszam – czuł wyraźnie łzy napływające mu do oczu, kiedy kładł dłoń na szczupłym ramieniu Millera.
Starszy z chłopaków momentalnie zareagował na niespodziewany dotyk, gwałtownie się odwrócił a jego oczy zmieniły barwę z niebieskiej na żółtą.
Dracon zastygł w bezruchu. Poczuł, że w głowie wiruje mu od nadmiaru wrażeń. Powoli osunął się na podłogę.
-- Przepraszam – wyjąkał, patrząc na ognistą plamę na twarzy kompana.
James zdążył już powrócić do swojej pasywnej postawy i teraz patrzył na Malfoya ze smutnym grymasem.
-- To ja przepraszam…przywykłem już że ludzie wyładowują na mnie swoją złość. Czasami człowiek potrzebuje kogoś zranić, chyba wolę jak robisz to mi, niż sobie samemu – ostatni raz potarł twarz i westchnął.
Dracon był wstrząśnięty słowami przyjaciela, nagle poczuł się jak ostatnia świnia.
-- Nie chciałem cię zranić – wyznał cicho, a było w tych słowach tyle dramatyzmu, że w oczach Jamesa zalśniły łzy.
Nim młody Śmierciożerca zdążył choćby pomyśleć nad kolejnymi słowami wątłe ciało niedawnej ofiary przylgnęło do niego z całą siła, zaciskając ramiona wokół niego. Właściciel platynowych włosów zesztywniał. Nie przywykł do przytulania osoby tej samej płci, nawet zaczepki Blaise’a nigdy nie były aż tak odważne. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że może to jest to czego potrzebuje. Niezręcznie objął Millera i pozwolił mu oprzeć brodę o swoje ramię.
-- Eee…coś ci się rozsypało, kiedy ja…no wiesz – wydukał, kiedy sytuacja zaczęła się robić niezręczna.
-- Ah, moje kostki – puścił Malfoya i zaczął zbierać rozrzucone zguby.
-- Do czego to właściwie służy? – zapytał, przyłączając się do poszukiwań.
James spojrzał na niego, jak na ostatniego idiotę.
-- Nie wiesz do czego służą gitarowe kostki? – widząc zawstydzenie Malfoya uśmiechnął się delikatnie – no tak, jesteś z czystej arystokracji. To taki mugolski wynalazek. Szarpie się nimi struny gitary, żeby nie ranić palców.
-- Wszystkimi na raz?!
Tym razem po komnacie rozszedł się perlisty śmiech młodego muzyka.
-- Jedną. Chwyta się ją…o tak i pociąga..tak – zgrabnie przyciągnął do siebie instrument i zaprezentował użycie kostki.
-- Skoro używasz tylko jednej to po co ci ich aż tyle? – obrzucił dość spory stos kostek, krytycznym spojrzeniem.
-- Używam wszystkich, ale nie na raz. Każda kostka to inna historia – wyjaśnił – tę znalazłem kiedy na dwa tygodnie zwiałem z domu, żeby wybrać się na festiwal rockowy – położył na dłoni Draco przeźroczystą, fioletową kostkę – tę z kolei dostałem od ciotki, kiedy tiara przydzieliła mnie do Slytherinu – tym razem wskazał na zieloną kostkę, po której pełzał zaczarowany, srebrny wąż.
Kiedy młodzieniec snuł opowieść o poszczególnych przedmiotach na jego ustach kwitł szeroki uśmiech. W każdej głosce słychać było niesamowitą pasję i miłość. Malfoy wprost nie mógł się na niego napatrzeć.
-- A ta? – zapytał, wskazując na plaster, z którego spozierał piękny wilk, o wielkich złocistych oczach.
-- Ta nie ma żadnej, szczególnej historii – powiedział odrobinę zbyt szybko i wcisnął nieszczęsną pamiątkę do kieszeni.
Kiedy wyciągnął rękę by ją zabrać drugi Ślizgon dostrzegł na jego ręce nietypową bliznę.
-- Co ci się stało? – zapytał, chcąc ponownie podciągnąć rękaw szaty chłopaka.
-- Poparzyłem się jakimś eliksirem. Nie ważne – gwałtownie wstał i otrzepał spodnie – chyba musisz już iść, dzisiaj masz zdaje się zebranie kręgu.
Oszołomiony szybką zmianą tematu Malfoy apatycznie skinął głową i patrzył, jak James zbiera swoje rzeczy.
-- Każda kostka to inna historia… - powiedział powoli, myśląc o wszystkim co dziś usłyszał.
-- Yhm…a zarazem wszystkie razem tworzą jedną historię. Historię mojego życia – uniósł swoje jasne oczy na arystokratę (przecież to nie możliwe, żeby kiedykolwiek były żółte – pomyślał Draco), uśmiechając się niewyraźnie.
-- Chyba już pójdę – stwierdził.
-- Chyba już czas – odparł Miller.
-- Eee Jay?
-- Tak Draco?
-- Ja…no…
-- Źle się czujesz?
-- Tak. Znaczy nie. Nie o to chodzi…
-- Więc o co?
-- Dziękuję.
-- Za co?
-- Że kiedy przychodzę tu do ciebie…ty tu jesteś.
-- Takie jest moje zadanie, Draco. A teraz idź, bo się spóźnisz.
Blondyn odetchnął głęboko i szybko wyszedł z pokoju. Kiedy na korytarzu minął go Severus cały dobry humor wyparował, zastąpiony irracjonalnym strachem.
-- Draco! Mam wiadomość od twojego ojca. Kazał przekazać, że kupił ci w Hogsmade jakiś garnek – powiedział tak cicho, by nikt go nie usłyszał.
No tak – stwierdził Dracon. Szyfr nie zawsze załatwia sprawę.
-- Podziękuję mu OSOBIŚCIE. Listownie – odparł wyniośle.
Profesor nie skomentował protekcjonalnego tonu i czym prędzej zniknął za rogiem. Po drodze do lochów chłopak zatrzymał się przed mosiężnym lustrem, czując jak strach wywołuje gigantyczną gulę, w jego gardle.
-- Hogsmade, garnek. To tylko krótka podróż Świstoklikiem, a potem spotkanie i po sprawie – mimo iż chciał być niewzruszony, jego głos się łamał.
Oj Draco…Bestia nie byłaby zadowolona.
***
Szkoła mnie wykańcza, ale dokończę to. Obiecałam to sobie. Z przerwami, ale będę pisać, dopóki choc jedna osoba będzie czytać. Wena i plan jest. Trzymajcie kciuki.
I przepraszam, że zmusiłam Was do czekania


6 komentarzy:

  1. świetne :) wybacz, że tak krótko, ale brak czasu

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniale. Nie mam siły pisać więcej bo nawet jak bym chciala to nie mogłabym. Nie mam sil. Godzina robi swoje. Wspaniałe i czekam na więcej. Ceny j czasu przede wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba mieć ,,psychę'', by zaczarować nauczycielkę! Nieźle, to trochę w stylu Mionki. Czekam na resztę i uważaj na błędy :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Już nie ma?! Porzuciła nas :((!

    OdpowiedzUsuń
  5. WRACAJ PROSZE! :'((((((

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wszystkie dotychczasowe rozdziały. Jestem pod wrażeniem tego opowiadania. Ciekawa historia, opowiedziana w niezwykły sposób. Fajnie, że w dużej części opierasz się na wydarzeniach z książki (chociażby niektóre dialogi). Rzadko spotykam tego typu historie.

    Mimo długiej przerwy od ostatniego posta od tej pory będę u często zaglądać z nadzieją na kontynuację Twojego opowiadania.

    Pozdrawiam,
    Invisible.

    OdpowiedzUsuń

Każdy Twój komentarz będzie czymś na kształt Patronusa osłaniającego mnie przed utratą chęci. Czytasz = komentujesz. Pamiętaj o tym, inaczej dementorzy bez litości wyssają moją autorską duszę.

Sowa

Harry Potter - Delivery Owl