W chłodnym
wietrze, wirującym wokół niego dostrzegał wspomnienia, aspiracje i marzenia.
Stopy lekko zapadały się w grząskiej ziemi, na ścieżce poznaczonej licznymi
kałużami. Severus postarał się, żeby Dracon bez zbędnych problemów mógł opuścić
teren zamku. Teraz szedł z uniesioną wysoko głową, ukrytą w cieniu ciężkiego,
zielonego kaptura. Na wysokości obojczyka poły płaszcza łączyła owalna srebrna
brosza, z dużym szmaragdem. Wiatr targał bezwładnie opadające na czoło
młodzieńca platynowe kosmyki. Każdy kto zobaczyłby go w tym momencie musiałby
przyznać, że jest w nim coś tragicznego, a zarazem niezwykle niepokojącego.
Gdzieś tam głęboko poza zasięgiem wzroku blade palce Malfoya zaciskały się na
smukłej różdżce, skrytej w kieszeni szaty.
( Gdzieś tam,
gdzie nikt nie mógł go zobaczyć chłopak trząsł się ze strachu i zawracał ku
szkole, ku pokojowi wspólnemu Slytherinu.)
Kiedy
dotknął świstoklika wiedział już, że wszystko się zmieni. Powietrze zatrząsało
się jakby tamowało szloch, a ostatnie z okien w Hogsmade stało się jedynie
ciemnym prostokątem, pośród morza mroku. Lądując niemal upadł na kolana na
żwirowej alejce, jednak udało mu się jakoś utrzymać równowagę. Mroczny Znak z
każdą chwilą pulsował coraz bardziej boleśnie, przypominając mu wyraźnie że
czas nie jest jego sprzymierzeńcem. Przekraczając próg willi poczuł się
bezpiecznie. Zważając na sytuację w której się znalazł ta myśl była wręcz
niemożliwe abstrakcyjna.
-- Dom –
szepnął, smakując to słowo na języku jakby było jednym z tych wielowarstwowych
cukierków z Miodowego Królestwa - Ironiczny żart losu.
Hol wypełniało mdłe światło, sączące się z
wiszącego u sufitu kandelabru. Zrzucił z głowy kaptur i ruszył jednym z
korytarzy, odchodzącym w kierunku wschodniego skrzydła. Ramy portretów były
puste a on nie wiedział czy z tego wszystkiego lepsze niż puste płótna nie
byłyby pomruki przodków. Cisza i mrok, udający światło działały zdecydowanie
przygnębiająco. Kiedy dotarł do sali rycerskiej zastał drzwi otwarte na oścież.
Uspokoiwszy oddech wkroczył do pomieszczenia, spuszczając głowę pod naporem
spojrzeń.
-- Draco! - o ileż bardziej od chłodnego
cedzenia młody arystokrata nienawidził tego radosnego tonu, którego Lord używał
wobec niego.
-- Panie - klęcząc na zimnej posadzce ze
świadomością że w tym momencie gotów jest zrobić i powiedzieć wszystko byle
przeżyć czuł się nic nie warty.
-- Draco, Draco, Draco - Voldemort wstał z
krzesłach i podszedł do chłopaka - jak postępy w misji? - jego blade palce
zaczęły zabawiać się jasnymi kosmykami.
-- Zamierzam użyć szafki zniknięć. Jedna z
nich znajduje się w Hogwarcie a druga u Borgina. Jeśli uda mi się ją
naprawić... - Zaczął gorączkowo opowiadać, jednak Riddle przerwał mu pociągając
za włosy do pionu.
-- Jeśli ci się uda...- jego oczy błysnęły
żywym ogniem.
-- Panie, obawiam się że nie zrozumiałem -
starał się mówić wyraźnie jednak głos nieznacznie mu zadrżał.
-- Jeśli to takie piękne słowo Draconie.
Właściwie można by rzec 'słowo klucz'. Bo widzisz ono jest dokładnie po środku,
nie jest już prawdą lecz jeszcze nie jest kłamstwem. Na przykład jeśli Ci się
nie uda odbiorę ci wszystko na czym Ci kiedykolwiek zależało. Przejdę przez
Twoje życie, pozostawiając za sobą pas spalonej ziemi - za plecami Draco Nagini
właśnie się obudziła.
-- Rozumiem, Panie - szepcze, heroicznym
wysiłkiem usiłując się nie jąkać.
-- Przypuszczam – uśmiechnął się z
wyższością, ponownie pozwalając blondynowi upaść na kamienną posadzkę.
W sali panowała niezmącona cisza, tak
niespotykana podczas zebrań kręgu. Było to do tego stopnia niecodzienne, że
chłopak nie mogąc się powstrzymać obejrzał się przez ramię. Okazało się, że
Voldemort po prostu wyciszył ich rozmowę.
-- Jak idą sprawy związane z zabiciem
Albusa?
Czas jakby się zatrzymał. Malfoy zadrżał,
zupełnie mimowolnie, jednak dumnie spojrzał prosto w oczy Czarnego Pana.
(Choć nigdy by się do tego nie przyznał
przez myśl przebiegło mu pytanie, czy jeszcze kiedyś zagra w szachy z Blaisem)
-- To nie jest fizycznie możliwe, by
jednocześnie uczyć się, naprawiać szafkę i planować śmierć Dumbledora –
wycedził, napinając wszystkie mięśnie.
-- Crucio
– zdołał jeszcze usłyszeć nim
jego trzewia ogarnął paraliżujący ból.
To co poczuł było wręcz niemożliwe do
opisania. Czuł się, jakby wszystkie jego zmysły gwałtownie się wyostrzyły.
Usiłował zatkać uszy, by nie słyszeć bolesnego hałasu, jednak w tym momencie
każdą komórkę jego ciała zaczął szarpać rozrywający ból. Do jego nosa dolatywał
odór palącego się ciała.
( Nie, błagam! Torturuj mnie, oszczędź
Dracona! Lucjuszu proszę zrób coś! Tylko nie Draco! Błagam…)
Nagle wszystko gwałtownie ustało.
Świszcząca cisza i spokój zapadły wokół. Malfoy czuł spływającą po policzku
łzę, jednak nie miał nawet siły by ją otrzeć.
-- Nie obchodzi mnie jak tego dokonasz
chłopcze. Nie ważne kto ci pomoże. Misja ma zostać wykonana, nikt z
popleczników tego starego durnia nie ma prawa wiedzieć.
Kiedy Tom się prostował jego czarne szaty
zaszeleściły złowieszczo.
-- D-dlaczego? Przecież jestem cz-czystej
krwi? – wychrypiał ostatkiem sił, usiłując się podnieść.
Chłodny śmiech Lorda odbił się od murów,
powracając zwielokrotniony.
-- Nie ważne jakiej jesteś krwi.
Nieposłusznych spotyka taka sama kara, bez względu czy są z prastarego rodu,
czy mugolskiego zagłębia. Koniec na dziś. Możesz już odejść.
Przez moment miał wrażenie że nie uda mu się podnieść. Całe ciało miał obolałe i ważące conajmniej dwie tony. Powoli wstał czując jak ból nasila się znacznie.
Nadludzkim wysiłkiem podniósł się do pionu
i oparłszy się o zdobioną zieloną tapetą ścianę ruszył ku wyjściu. Spojrzenie
swoich szarych oczu utkwił w drzwiach, unikając pogardliwych grymasów,
wymalowanych na twarzach członków kręgu. Udawał, że nie czuje bólu i nie słyszy
wyzwisk i szyderstw.
(Zawiodłeś
Draco, może czas przejąć się misją na poważnie)
Kiedy jakby po wiekach za jego plecami zamknęły
się ciężkie wrota pozwolił sobie na cichy jęk bólu. Umysł przykryty był mgiełką
otumanienia a on sam gotów był zgodzić się na wszystko co ktokolwiek by mu
zaproponował. Zastygł na moment ostrożnie napełniając płuca powietrzem, chciał
sprawdzić tylko czy jego narządy wewnętrzne są w ogóle w stanie poprawnie
funkcjonować po takiej dawce bólu. Nie miał pojęcia co takiego się wydarzyło,
to wszystko było co najmniej szokujące dla kogoś takiego jak on – panicza, na
którego nikt nigdy nie podniósł ręki. Kiedy tak stał odtwarzając od nowa
wszystko co zaszło z przeciwka nadeszła postać, ubrana w ciepły, jesienny
płaszcz podbity futrem z ciepłej niedźwiedziej skóry.
-- Jeśli się nie pospieszysz to możesz
zapomnieć o Świstokliku do Hogwartu – usłyszał syk Mistrza Eliksirów, który
pochylał się nad nim z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
-- On niedługo mnie zabije – stwierdził chłopak
wyprutym z emocji głosem – nigdy w życiu nie podołam temu zadaniu. Nie jest
możliwe.
W tym momencie było mu wszystko jedno, co
mówi i co profesor sobie o nim pomyśli. W głowie wirowało mu od nadmiaru emocji
i doznań, chciał tylko zasnąć bez tych ciągłych koszmarów i strachu o następny
dzień.
-- Musisz poprosić o pomoc Granger.
Z zaskoczenia arystokrata zachłysnął się
powietrzem. Słowa które usłyszał wydawały się zupełnie abstrakcyjne.
-- To ja przed chwilą byłem
torturowany..tylko ja mam prawo bredzić – sapnął prostując się z trudem.
-- Stawką jest życie twoje i twojej
rodziny Draconie. Tylko pomyśl, ona i ta jej Gryfońskość do szpiku. Pokażesz
jej to co chce zobaczyć, zagubionego chłopaka który znalazł się na życiowym
zakręcie. Ona jest gotowa ci uwierzyć, na koniec tylko przypieczętujesz
obietnicę…
-- Dwoma przysięgami – dokończył blondyn,
czując napływającą do jego duszy nadzieję.
Przez chwilę kalkulował w głowie wszystko
co wydarzyło się w ostatnich tygodniach, jej tajemnicze spojrzenia, spotkanie,
wymazanie pamięci McGonnagal. Z zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że plan jest
dużo bardziej realny niż się wydaje.
-- Zagraj Draco. Zagraj albo stracisz
wszystko – dokończył Severus, pociągając młodzieńca w kierunku holu.
Kiedy palce chłopaka dotknęły starej,
mosiężnej figurki był już zdecydowany, że (o ironio!) Hermiona Granger stała
się jego ostatnią deską ratunku.
Przemierzając zmarzłe błonia przelotnie
spojrzał w kierunku oświetlonych okien wieży Gryffindoru. I wiedział, że jakiś
etap właśnie się kończy, a inny zaczyna.
Może nawet uda mu się wpleść w akcję
ratunkową zemstę za te minione pięć lat.
***
Późno i w niezbyt wielkim stylu ale rozdział 19 zakończył się. Przed nami rozdział 20 i koniec pierwszej połowy. W tej drugiej zobaczymy już realną interakcję na linii Draco- Hermiona.
Dziękuję za te komentarze. To dzięki nim udało mi się ten rozdział dokończyć. Powstaję z prochu.
Lumos!
świetny rozdział - akcja się szalenie rozwija, tak bardzo szkoda mi hermiony, ta intryga może spowodować jeszcze wiele zawrotnych sytuacji
OdpowiedzUsuńWeszłam przypadkiem, ale będę czytać stale, bo bardzo mi się historia spodobała, super, że akcja juz tak się rozwija, masz ciekawą fabułę, wszystko czyta się przyjemnie i z zaciekawieniem, ja na przykład nie mogę oderwać się od tekstu i chcę więcej i więcej, umiesz czarować tekstem, a to już wielki talent, tym mnie urzekłaś, dawaj szybciutko nexta, bo umrę
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham!
Zapraszam również do mnie na nowe opowiadanie dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com
Vanillia ;)
ach, bosko! Nareszcie wróciłaś!
OdpowiedzUsuńPiszesz cudownie! Ale wciąż jeszcze nie roztrzygnęło się, dlaczego akurat miał poprosić o pomoc Hermionę i po co ma jej złożyć dwie przysięgi, które opisane są w prologu...
No, ale mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni
Can't wait!
Łaknę, pragnę i śnię o dalszych rozdziałach!
OdpowiedzUsuńNie przestawaj, o nie!
A przy okazji zapraszam no mojego nowo założonego bloga Dramione:
http://dramione-our-choices.blogspot.com/
Liczę na Twój komentarz c:
cieszę się, że wróciłaś ^^ rozdział świetny, chociaż nie rozumiem czemu pomoc Hermiony, a nie innej osoby jest taka ważna. wszystko wyjaśni się pewnie niedługo, więc cóż... czekam c:
OdpowiedzUsuńcookie