"Draco!
Sytuacja jest ciężka i oboje zdajemy sobie z tego sprawę. Liczę na Twoją dojrzałość i rozwagę. Weź pod uwagę ewentualne konsekwencje niepowodzenia.
Czas nie jest dzisiaj w cenie więc sądzę że powinieneś spróbować każdego z możliwych sposobów byle zdążyć.
L.A Malfoy "
Zmiął list w dłoni i rzucił go w ciemną toń jeziora. Nie czuł nic, prócz bólu który po wczorajszym spotkaniu Kręgu słabł tylko na chwilę by zaraz powrócić z podwójną siłą. Spodziewał się tego listu i jego treść też była przewidywalna.
- Parszywy dzień - mruknął luzując krawat i chowając dłonie w kieszeniach szaty.
Po nieprzespanej nocy, którą w całości spędził na roztrząsaniu sprawy Granger i wszystkich aspektów tej misji był zmęczony i zniechęcony, jednak mimo wszystko udało mu się ruszyć krok do przodu.
Praca dodatkowa z eliksirów, poszerzenie materiału, morze obowiązków i on sam, zagubiony chłopak który musi sobie z tym poradzić.
Kolejne parsknięcie wyrwało się z jego krtani. Severus miał rację w całej szkole była tylko jedna osoba która jest na tyle zdolna i naiwna by temu podołać. Oczywiście zawsze można było poprosić mistrza eliksirów o pomoc ale to definitywnie odpadało. Wystarczająco bolało go że w ogóle musi się o pomoc zwracać. Fakt że jego chrzestny miał rację w kwestii doboru współpracownika był już mocno poniżający. Z Granger będzie można udawać że wcale razem nie pracują, zresztą ona raczej nie znajdzie czasu na wspólną herbatkę z profesorem.
Ta wizja na moment przywołała na jego usta cień uśmiechu. Pomyślał o altruiźmie Gryfonki, jej wierze w dobro i nawrócenie.
Jeśli wszystko dobrze rozegra Granger znajdzie idealny katalizator który pomoże mu ostatecznie uruchomić szafkę zniknięć, a on będzie miał czas na eliksir. Korepetycje z Greengrass mogą się zmienić w jej pracę a jego odpoczynek - reszta czasu pozostaje mu na swobodne przygotowanie trucizny i...zabicie Albusa Dumbledore.
Westchnął, zaciskając palce na karku. Nie miał wyrzutów sumienia, jasne że nie, tylko czasami ta myśl była odrażająco brutalna. Wielokrotnie wyobrażał sobie jak bezwładne ciało starca uderza o posadzkę a on w wieku zaledwie szesnastu lat rozrywa duszę.
Zegar na szkolnej wieży wybił południe, przerywając tym samym ten ciąg myślowy. Malfoy chwycił swoją torbę i powoli ruszył do zamku na pierwszą lekcję runów. Zupełnie nieświadomie postanowił nadłożyć drogi byle tylko ominąć gabinet dyrektora.
*~*~*~*
W sali runicznej było ciepło i przytulnie. Ławki ustawiono w półokrąg a przez duże okna wypadało jesienne słońce. Malfoy usiadł dokładnie na przeciwko niej i jakbgdyby nigdy nic zaczął robić notatki. Pochylał się nad pergaminem i lekko przygryzając końcówkę szlachetnego pióra bażanta nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Oparła brodę na dłoni i głęboko się zamyśliła. Po wczorajszej zupełnie niespodziewanej rozmowie ze Snape'm nadal miała zamęt w głowie. Niestety argumenty które jej przedstawiał miały sens. Pomimo całej swojej niechęci do zaufanego w sobie księcia Slytherinu musiała przyznać że plan Severusa jest dobry i może rzeczywiście Draco zakocha się w runach i eliksirach nim przyciągną go inne praktyki.
Chociaż nie miała powodów by tak sądzić mimo wszystko ciągle wydawało jej się że profesor coś przed nią ukrywa. Dlaczego na przykład nie mógł poprosić o pomoc kogoś innego, tylko najbardziej znienawidzoną przez jego chrześniaka dziewczynę?
- Dyskrecja - syknęła ze złością dźgając stalówką pergamin.
Ten drań doskonale ją podszedł. Wiedział że nie odmówi profesorowi a poza tym że taka przemowa wydobędzie z niej wiarę w to tkwiące w Ślizgonie dobro.
Jej spojrzenie znów spoczęło na chorobliwie bladej twarzy arystokraty i lśniących niezdrowo oczach. Przypomniało jej się wszystko co wydarzyło się od początku roku, każde spotkanie, przygoda w bibliotece i jego coraz szczuplejsza i bardziej zgarbiona sylwetka. Jego wzrok gdy zobaczył ją z Ginny w Wielkiej Sali i to jak cicho przemykał w cieniu korytarzy.
Przeanalizowała wszystko już miliony razy i choćby nie wiedomo jak bardzo sobie wmawiała że jest inaczej decyzja została już podjęta.
- Chyba stęskniłaś się za 'szlamą' idiotko - warknęła sama do siebie, ze złości przygryzając wargę.
Gwałtownie poderwała się z ławki i złożyła na biurku profesorki swoją pracę. Ignorując jej zaskoczone spojrzenie, pozbierała swoje rzeczy i z pospiesznym pożegnaniem opuściła klasę.
*~*~*~*
Już dawno minęła cisza nocna i o tej porze tylko prefekci mogli znajdować się poza dormitorium. Zobaczywszy ciemną sylwetkę kilka metrów przed sobą poczuł jak jego serce przyspiesza. Spazmatycznie nabrał powietrza w płuca i postawił wszystko na jedną kartę.
- Granger! - krzyknął pewnym i donośnym głosem.
Zbliżył się do niej szybkim krokiem i pochylił bardzo blisko jej twarzy. Gorący oddech zatańczył na jej policzku a do nosa dotarł zapach który bił od chłopaka - mieszanka najdroższej herbaty ze Srilanki i miętowej gumy do żucia.
Zbliżył się do niej szybkim krokiem i pochylił bardzo blisko jej twarzy. Gorący oddech zatańczył na jej policzku a do nosa dotarł zapach który bił od chłopaka - mieszanka najdroższej herbaty ze Srilanki i miętowej gumy do żucia.
Jej oczy lśniły tak samo jak wtedy w bibliotece, pełne nieokreślonej zwierzęcej determinacji.
- Musimy pogadać - oparł się o ścianę a pod jego dłonią niemal odrazu pojawiły się kontury drzwi.
- Jasne - odparła, niepewna czy jej głos nie zadrżał.
*~*~*~*
Kto raz staje się Gryfonem już nigdy nie przestaje nim być. Moment, kiedy Tiara Przydziału tuż nad głową wykrzykuje to jedno słowo piętnuje na zawsze. W duszy powstaje mała cząstka, rządząca się własnymi prawami i całkowicie niepodlegająca umysłowi. Człowiek z miejsca i bez gadania przyjmuje narzucone idee i wartości moralne, które powinien sobą reprezentować. Złoto i purpura stają się ulubionymi kolorami, a przynależność całkowicie zmienia spojrzenie na świat. Zostając Gryfonem trzeba się liczyć z wiecznym i całkowitym utraceniem własnej woli. Nie jest to bynajmniej herezja, czy metafora – ta mała cząstka umysłu podświadomie kieruje tok myślenia na drogę wyznaczaną przez Godryka. Nie można już mieć całkowicie obiektywnej opinii – zawsze zabarwia ją to co wpaja dom, rodzina i otoczenie – co wpaja Gryffindor.
Hermiona Granger do dziś nie ma pojęcia co takiego było w oczach Dracona Malfoya tego dnia, gdy stali naprzeciw siebie w Pokoju Życzeń, a jego blada dłoń zawisła zaledwie parę centymetrów od jej dłoni. Może żal? Skrucha? Zapomnienie? Zmiana? Ciepło? Czy najzwyczajniej w świecie ufność ? – Cokolwiek to było faktem jest, że pobudziło tą Gryfońską część tak, iż obrała sobie za punkt honoru przekonać Pannę-Wiem-To-Najlepiej, do podjęcia najmniej rozważnej w tym momencie decyzji. Podczas gdy szare oczy Ślizgona lustrowały jej poczynania z uwagą, ona odrzuciwszy wszelkie podszepty w duchu rozpoczęła Hogwardzki rachunek sumienia.
Gryfoni zawsze podejmują właściwe decyzje, nie ma innego scenariusza, nie ma innego wyboru – wiedziała o tym i to był jedyny argument, dodający jej otuchy. Pierwszy raz znalazła się w sytuacji, w której nie mogła określić czerni i bieli. Zawsze jej system wartości automatycznie sortował słowa, czyny, ludzi i emocje na dwie, równe kupki. Odrzucała co złe, sprawiając, że kroczyła jasną, przejrzystą i uporządkowaną drogą pozytywnych wartości. Przykładna dziewczyna, wzorowa uczennica, grzeczna córka i modelowa Gryfonka – czy naprawdę byłoby tak strasznie choć raz zrobić coś lekkomyślnego?
. Gryfoni są sprawiedliwi. Ta myśl, niczym pierwsze ziarno piasku w klepsydrze pociągało za sobą kolejne, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Zawsze była sprawiedliwa, dzieliła się z młodszymi, pomagała słabszym i była prefektem bez uchybień, całkiem obiektywnym – skoro sprawa została postawiona jasno to czy sprawiedliwie nie jest wziąć ją pod uwagę?
Gryfoni są prawi. Prawość przez niektórych definiowana jako nadgorliwa chęć głoszenia dobra i równości na całym świecie. Zawsze zabraniała Ronowi i Harremu robić tego co jest złe, uświadamiała konsekwencje i sama się temu podporządkowywała. Nie było odstępstw od reguły, nie było takiej możliwości – jak ma się przekonać o konsekwencjach tej akurat decyzji, nie podejmując jej?
Gryfoni są odważni. Co roku, od sześciu lat ocierała się o śmierć, w imię wartości i idei, grała wa-bank bo tak być powinno – Warto okazać tchórzostwo i odejść od żelaznego systemu wartości tylko i wyłącznie z powodu idiotycznych uprzedzeń?
Uniosła powieki i oceniająco przebiegła wzrokiem po twarzy i ciele Malfoya. Uniosła wysoko brodę, lekko wypinając pierś, by uwydatnić błyszczącego w okolicach serca lwa. Bez strachu, czy obawy utkwiła spojrzenie w pustych i z pozoru przesiąkniętych złem oczach prześladowcy. Decyzja mogła być tylko jedna i nie było od niej odwołania. Obecna sytuacja przypominała jej jarmarczną grę w trzy karty, którą zawsze fascynował się jej ojciec.
Karta na stoliku, nie ma żadnego triku. Karta taka sama zgadnij, gdzie jest dama?
Bicie serca, przypominało uderzenia werbla zapowiadającego artystę cyrkowego tuż przed wykonaniem śmiertelnie niebezpiecznego skoku. W jej przypadku nie był to jednak skok, a wybranie jednej z trzech kart krążących po stole przed jej nosem. Tylko jedna jest wygraną, tylko jedna zapewni satysfakcję. Nienawidziła go nadal, mimo i wbrew wszystkiemu. Zbyt świeże były rany pozostawione przez niego na jej sercu, duszy i umyśle. To on pierwszy uświadomił jej, że mimo wszelkich starań zawsze będzie tą gorszą, że jej pochodzenie to swego rodzaju wada fabryczna, jak lalka bez nogi, którą można ubrać w długą suknię, a i tak pozostanie tą gorszą. To on był powodem dziwacznego stanu jej przyjaciela w tym roku i to on nigdy nie odpuścił sobie ranienia jej bliskich. Zbyt wiele krzywd by zapomnieć.
Niemniej pakt, który jej proponował nie wiązał się i nie miał żadnych odniesień do ich życia, ani do tego, jak widzieli ich inni. To miała być akcja podziemna, taka o której wiedzieć będą tylko oni. Natłok sprzeczności utrudniał szybkie ogłoszenie decyzji, ale nie jej podjęcie. Coś co od dawna usiłowało się z niej wyrwać, ta czysta Gryfońskość w tym momencie przejęła stery.
Światło, sączące się z wiszącej pod sufitem lampy igrało po jego platynowych włosach i srebrno-zielonym krawacie. Nie musiała szukać lustra by widzieć, jakie przeciwieństwa stanowili. Chociażby ciepłe kolory emanujące z jej postaci, będące opozycją do jego imagu lodowego księcia. Nie wątpiła, że jemu również myślenie nad tą propozycją spędzało sen z powiek, ale się jej podjął – nie mogła być gorsza niż on.
Zacisnęła wargi i nie spuszczając z niego oka wydobyła z kieszeni różdżkę. Podwinęła rękaw szaty, wyciągając do niego lewą dłoń. W magicznym świecie wszystkie przysięgi, czy znamiona były wykonywane na lewej ręce. Nie wiadomo czy chodziło o położenie po stronie serca, czy znaczenie symboliczne, to był fakt, który należało przyjąć. Przez moment w jego spojrzeniu był szok, który później zastąpiła chłodna kalkulacja. Podsumowali fakty, podliczyli oczka na kostkach, którymi właśnie rzucili. Przyjęli jej decyzję naturalnie, jakby byli jej pewni od samego początku, jakby była czymś naturalnym. Nie siedział w jej głowie i nie wnikał w motywy, jego interesowała decyzja.
Karta na stoliku, nie ma żadnego triku. Karta taka sama zgadnij, gdzie jest dama?
Ona wykonała rachunek sumienia i nie dyskutowała, nie żądała analizy. Są gry, w których trzeba zaufać intuicji, nie inteligencji, a to ewidentnie była jedna z nich.
Oboje dzierżyli różdżki, oboje znali zaklęcie. Musieli złożyć dwie przysięgi – Przysięgę Milczenia i Przyjaźni. Jakże ironicznie brzmiała teraz ta druga, jak jakiś cholerny żart losu. Ręka nawet jej nie zadrżała, gdy przejeżdżała po niej różdżką, pozostawiając krwawe znamię. Spletli palce lewych dłoni i w niewerbalnie składali przysięgi, jedna po drugiej. Z chwilą zakończenia rytuału rany się zasklepiły. Nawet na moment nie przestawali patrzeć sobie w oczy. Stali jeszcze parę minut w milczeniu, napawając się tym czego doświadczyli. W pełni świadomi zobowiązania.
Wąż i Lew, ogień i woda, ona i on, niebo i grom. Spoili przeciwności, stali się jednością. Chociaż dobrowolnie, to całkiem wbrew woli. Zgodnie z kodeksem, a równocześnie wbrew wszelkim zasadom. Pakt z samym diabłem, pod pieczą Boga. Koniec początku i początek końca. Ostatnia kartka książki i pierwsza strona rozdziału.
Nie padło między nimi ani jedno słowo. Żadnego pożegnania. Dyskusji o wybranej karcie. Odwrócili się i ramię w ramię opuścili Pokój Życzeń – jedynego światka zdarzenia, które nie miało prawa zaistnieć. Niemego łącznika między wieżą, a lochami.
Karta na stoliku, nie ma żadnego triku. Karta taka sama zgadnij, gdzie jest dama?
*~*~*~*
Zakazany las o zmroku niemal tętnił magią pod osłoną nocy wszyscy jego mieszkańcy czuli się pewnie i bezpiecznie, na tyle by wyjść ze swoich kryjówek i pełni okazałości ukazać swoją potęgę.
Albus uwielbiał przychodzić tu wieczorami i wsłuchiwać się w odgłosy niesłyszalne dla zwykłego człowieka. Świadomość wyjątkowości, władzy i możliwości przypominały mu dawne czasy, Dolinę Godryka i lata kiedy nie było barier. Szczęście, miłość i niezmącony niczyimi potrzebami egoizm.
Zakazany Las przypominał mu Gelerta. Nawet natura, z tymi drobnymi szczegółami zwracała jego uwagę na to co przeminęło i już nigdy nie wróci.
Mech zielony jak jego oczy czy kora, delikatna jak dotyk jego dłoni.
Kiedy Firenzo wynurzył się zza sporego Menhira zastał dyrektora siedzącego na pniu z twarzą ukrytą w dłoniach.
Nie pytał o nic. Centaury na wylot znają prastare zależności gwiazd i natury jednak nawet one nie są na tyle naiwne by próbować zrozumieć mechanizm tak skomplikowany jakim jest ludzkie serce.
- Albusie - mówi gdy starzec wreszcie patrzy w jego nieprzeniknione oczy.
- Gwiazdy są dziś bardzo jasne i wszystko widać przejrzyście .
- Kiedy? - pyta Dumbledore a jego głos się łamie.
- To się zacznie w tym roku - stwierdza nie dając po sobie poznać co czuje.
Przez chwilę oboje milczą, zastanawiając się komu przyjdzie oddać życie w obronie wyższej sprawie i jak to wszystko się skończy.
*~*~*~*
CDN
Udało mi się. Doprowadziłam do końca pierwszą część i jestem z tego dumna. Bylo ciężko były przerwy i ostatnio brak aktualizacji ale jest. Wszystkie 20 rozdziałów. Dziękuję Wam, bez których to nie byłoby możliwe i liczę że zostaniecie ze mną i przeczytacie drugą część która pojawi się jak najszybciej na tym samym adresie.
Pozdrawiam i przepraszam.
Black Paw
No i oto jest!
OdpowiedzUsuńPięknie, kochana- pięknie! Idealnie zbudowane napięcie. Chce się dalszego ciągu.
No i ładny, zgrabny język :)
Pozdrawiam
Po raz kolejny okazało się, że warto było czekać. Zgadzam się z przedmówczynią - idealne napięcie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny,
Invisible.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńWitaj ^^
OdpowiedzUsuńW sumie niedawno znalazłam twój blog i od razu przyciągnął moją uwagę, najpierw ze względów estetycznych. Na prawdę tu ładnie i przyjemnie ^^ Kojarzy mi się z kawiarenką...
Ale ale, bo w końcu zapomnę!
Nominacja do LBA ^^
Po więcej informacji proszę tu: amo-amare-ama.blogspot.com
a mój zryty mózg czytając L.A. Malfoy pomyślał "WTF? Skąd Malfoy w Los Angeles"......
OdpowiedzUsuńNo comment
Przepraszam za SPAM, ale nigdzie nie znalazłam SPAMOWNIKA, więc postanowiłam zamieścić tę informację w komentarzu pod najnowszym postem :)
OdpowiedzUsuńZapraszamy do Katalogu Granger, zbierającego opowiadania, w których jednym z głównych bohaterów jest Hermiona Granger, u boku innych osób. Poza opowiadaniami z Granger w roli głównej, znajdziecie tu również wiele ciekawych konkursów, dyskusji i pomysłów, które mamy nadzieję wdrożyć najszybciej jak to tylko możliwe. Stwórzmy razem prawdziwe stowarzyszenie, rozwijajmy swoje pasje i poznawajmy nowych ludzi!
katalog-granger.blogspot.com/
Jesteś tam? :)
OdpowiedzUsuńCZEKAMY <3